obraz

obraz

środa, 27 marca 2013

Nie taki Polak straszny

Przyleciałam do Polski, a tu śnieg, biało, mróz, -13 stopni szczypie w policzki, mili ludzie dookoła i tak się poczułam do tego, że muszę trochę wybronić swojego narodu.

Odnośnie ostrzeżenia z Ambasady: owszem, może i zdarzyło się kilka niemiłych incydentów, może i ktoś faktycznie przesadził z alkoholem, może i kogoś ochrona wyprowadziła, a ktoś inny popalał w toalecie. ALE. To wcale nie jest tak, że owe nazwijmy je "wyjątkowe" sytuacje zdarzają się tylko podczas lotów do Warszawy. To na locie do Hajdarabadu pijany pan zasnął i skulał (sturlikał) się napodłogę, blokując przejście innym. To na locie do Bombaju pan kucnął przed drzwiami do toalety, rozłożył chusteczkę i, przepraszam za bezpośredniość, zrobił kupę. Co prawda na locie warszawskim podpita i zbuntowana pani, zniecierpliwiona długą kolejką do toalety w klasie ekonomicznej, nasikała na podłogę w klasie biznesowej. Ale siku to nie kupa ;) To w Singapurze zirytowany pan wziął dwie poduchy pod pachę, otworzył drzwi i wyskoczył na płytę lotniska. Także moi drodzy, wszędzie zdarzają się "wyjątkowe" sytuacje, ale że akurat Ambasada RP na to szybko zareagowała, to się zrobiło głośno.

Kilku pasażerów z mojego przedwczorajszego lotu nawet zapytało, czy rzeczywiście pasażerowie są tak okropni. Tymczasem ten lot był cichutki i spokojniutki. Zeszło nam zdecydowanie więcej herbaty, niż alkoholu. Jeden z dwóch załadowanych barów został nieruszony. Można? Można. Od dziś nie będę generalizować. Nie ma reguły, każdy lot jest inny.

Po wylądowaniu przeszliśmy przez punkt imigracyjny wyjątkowo szybko. Kierowca autobusu hotelowego, który zabiera nas z lotniska, zawsze ten sam pan Zenek, poczęstował nas cukierkami Wedla. Robi to za każdym razem. Za pierwszym razem w grudniu, pomyślałam, że to taki gest przedświąteczny, za drugim razem, że to zbieg okoliczności, ale teraz widzę, że to po prostu polska gościnność! Nie spotkałam się z takim gestem w żadnym innym kraju na świecie, a trochę już ich na swoim koncie mam.

W hotelu nas poinformowano, że niestety nasze pokoje nie są jeszcze gotowe i trzeba poczekać jeszcze pół godziny. Za to zostaliśmy zaproszeni na darmowe śniadanie. Mmm, nie ma to jak polska jajecznica z rana, smażony boczuś i świeże bułeczki.

Po wyszykowaniu się do wyjścia, poszłam złapać tramwaj. Miałam do przejechania dwa przystanki, więc kupiłam bilet jednorazowy za 4,40, a dopiero później się zorientowałam, że 20-minutowy kosztuje złotówkę mniej. Przejechałam jeden przystanek, kiedy do tramwaju zajrzał pan w żarówiasto-pomarańczowej kamizelce i krzyknął "Koniec trasy, proszę wysiadać!". Widziałam co prawda na przystanku zmieniony rozkład na żółtej kartce, ale zmiana obowiązywała tylko we wtorki i piątki (hę?!?), do tego przystanek Dworzec Centralny cały czas był na liście. W kalendarzu sprawdziłam szybko, że jest niedziela, więc mi to nie grało, ale nie będę się przecież kłócić z panem w żarówiasto-pomarańczowej kamizelce. Tramwaj nie jedzie dalej, to nie jedzie. Jedna oburzona pani zapytała o przyczynę, pan odparł, że to przez odbywający się tego dnia maraton. Pani się zdziwiła: -Heeee?? Nic nie wiedziałam! - na to pan odparł -Czeba czytać, psze pani!

Hotel Sobieski na Pacu Zawiszy






Wracam do Kataru, zadowolona z pobytu w Polsce, siadam do komputera, przeglądam niusy, a tu kolejny artykuł "Czy leci z nami flaszka". Ajajaj, no cóż zrobić...


PS. Jeszcze raz bardzo dziękuję mojemu kochanemu bratu - Mądrej Głowie Informatycznej - który naprawił mi mojego niesfornego bloga :)

sobota, 23 marca 2013

No i doczekaliśmy się

Polecam przeczytać artykuł w serwisie gazeta.pl albo odwiedzić stronę Ambasady RP w Doha. Pojawiło się oficjalne ostrzeżenie dla Polaków podróżujących Qatar Airways. Niestety nie potrafimy się zachować na pokładzie samolotu.Artykuł mówi o piciu, paleniu i złym zachowaniu wobec załogi. Osobiście potwierdzam picie, ale że tak powiem, spodziewałam się tego jeszcze przed otwarciem trasy do Warszawy. Takim już jesteśmy narodem, a jeszcze jak ktoś za darmo proponuje drinka, to niby dlaczego nie wziąć? Tym bardziej, że jesteśmy przyzwyczajeni do latania tanimi liniami lotniczymi, gdzie za mini-puszkę pepsi trzeba zapłacić 5 EUR. Więc kiedy wydajemy spore pieniądze na bilet jednych z linii znad Zatoki (bo problem pojawił się nie tylko w Qatar Airways), to chcemy wykorzystać to jak tylko się da.

Na szczęście osobiście nie doświadczyłam dwóch pozostałych - palenia na pokładzie i złego zachowania. Ok, raz musiałam poprosić grupkę ludzi o rozmawianie o pół tonu niżej, bo inni pasażerowie skarżyli się, że za głośno. Ale to, że ja tego nie widziałam na pokładzie, nie znaczy, że problem wcale nie istnieje. Poza tym, jak już się pojawia oficjalna wiadomość na stronie Ambasady, to już przestaje być śmieszne. A w Katarze rzeczywiście przepisy srogie. Jak już się coś na pokładzie przeskrobie, to nie ma szans się z tego wywinąć, żeby nie wiem jak wielką skruchę się okazywało.

Właśnie szykuję się na kolejny lot do ojczyzny. Wyspałam się porządnie, walizka spakowana, płaszcz zimowy i kozaki są. Stalowe nerwy także.


Dwa Bugatti Veyron pakowane na pokład cargo.

piątek, 15 marca 2013

Ciężkie życie cabin crew


Odwiedziła mnie niedawno moja dobra znajoma, Pani Rzeczywistość. 

I tak dla wszystkich, którzy patrzyli na mój grafik było oczywiste, że lecę do Francji. Paryż - piękne uliczki, bagietki i wino. Spacer pod Wieżą Eiffela  Pola Elizejskie, wizyta w Muzeum de Louvre, Wersal, czy co jeszcze się komu z Paryżem kojarzy. A tymczasem jak było naprawdę? Po nocce spędzonej na lotnisku w Abu Dhabi powinnam się przespać w dzień, ale organizm jakoś się buntował. O 23.00 byłam już gotowa do lotu do Paryża, spać (jeszcze) się nie chciało. Start zaplanowany na 1:40 niestety opóźnił się z powodu opóźnionego załadunku cargo. Niestety pilot nie poinformował o przyczynach opóźnienia ani załogi, ani pasażerów, co zazwyczaj robi, żeby się ludzie nie wiercili niecierpliwie na siedzeniach. To przysporzyło nam jednego oburzonego pasażera, który przyszedł specjalnie na to się pożalić. Biedny nie mógł spać, bo nie wiedział jaka jest przyczyna 50-minutowego opóźnienia. Na trasie nadrobiliśmy 20 min, ale lądowanie i tak zamiast 6:55 było o 7:30 rano, czasu lokalnego. Zanim pożegnaliśmy wszystkich pasażerów, uwinęliśmy się ze sprawdzeniem samolotu i przejściem przez kontrole na lotnisku, minęło trochę czasu. W hotelu byliśmy o 8:30, gdzie razem z kluczem do pokoju dostaliśmy rozpiskę - pobudka o 18:30, godzinę później wyjazd na lotnisko. 10 godzin w Paryżu. Nie, przepraszam, 10 godzin w hotelu obok lotniska oddalonego o 30 km od Paryża.

Awaria boeinga namieszała wszystkim w planach, pisałam już o tym nie raz. Nasze linie też musiały wprowadzić dwie duże zmiany, z czego jedna dotknęła także mnie. Po pierwsze, nowe połączenie Doha - Chicago otwierane w kwietniu, będzie początkowo obsługiwane cztery razy w tygodniu, a nie siedem, tak jak planowano. Ponieważ dreamliner jest cały czas uziemiony  trzeba wykorzystać Boeinga 777, który mógłby w tym czasie obsługiwać inną trasę, dlatego to komplikuje sprawę. I tak wróciłam wymęczona z Paryża, sprawdzam swój grafik, a tam przy locie do Chengdu pojawiła się tajemnicza literka "U". Oznacza to "unfinalized", czyli cały czas coś jest kombinowane przy tym locie. Zniknęło też oznaczenie samolotu Airbusa A330, który był wcześniej przypisany do tego lotu. Pomyślałam, że może zastanawiają się który samolot tam posłać. Niestety, następnego dnia lot zniknął całkowicie z mojego grafika, a w jego miejsce pojawił się nieprzewidywalny stand by. Oficjalnie zostało ogłoszone, że trasa do Chengdu zostanie otwarta... we wrześniu. Do tego czasu Boeing powinien się uporać z naprawą 787. Więc nie dla mnie misie panda. Czekam grzecznie na jakiś nowy kraj w moim grafiku.

I tak latam ciągle w te same miejsca, przez co nie mam o czym pisać. Waszyngton odwiedziłam po raz czwarty, z wielkimi chęciami do wyjścia na miasto. Niestety zostały ostudzone przez ulewny deszcz, który padał przez cały dzień. Dwie dziewczyny z załogi nie chciały sobie zamoczyć butków, więc zamówiły taksówkę, żeby zabrała je do centrum handlowego oddaloneo od hotelu o... 270m (nie przesadzam!). Jutro Kuwejt - godzinka lotu, więc pójdzie szybko. Mały problem: wśród załogi jest osoba i imieniu HUI. Nie wiem jeszcze, czy to chłopak, czy dziewczyna, ale zwracanie się do niej/niego po imieniu może być ciekawe ;)


Jeszcze jedna sprawa. Jakiś chochlik wdarł mi się ostatnio na bloga, przenosząc na dół strony wszystko, co miałam na pasku bocznym. Według ustawień wszystko jest w porządku, informacje powinny być po prawej stronie, ale z jakiegoś nieznanego mi powodu pojawiają się na spodzie. Jak będę miała chwilę, zwrócę się do jakiejś mądrej, informatycznej głowy po pomoc.