obraz

obraz

piątek, 24 stycznia 2014

Grafik na luty

Wróciłam z lotu do Arabii Saudyjskiej. Zmęczona, ale chyba bardziej samą porą, niż lotem. Nie mam nic przeciwko wstawaniu o dziwacznych porach, ale kiedy lot jest o takiej godzinie, że nijak nie da się przed nim wyspać, to człowiek szybciej się męczy. Tak było z rejsem do Dammamu. Wyspałam się jak należy, wstałam przed południem, kiedy już nawet przewrócenie na drugi bok nie działało. Cały dzień rześka, zadowolona, znajdowałam sobie coraz to różniejsze zajęcia w domu. Wieczorem przyszło się szykować na lot, a tu zaczyna mi się ziewać. I nie wiadomo czemu, bo przecież byłam na nogach niecałe 8 godzin. Na szczęście jak już wejdzie się do samolotu, to jest tyle rzeczy do zrobienia, że o ziewaniu się zapomina aż do lądowania. 

Ale, ale, nie o tym chciałam pisać. Zgodnie z moimi (i kilku tysięcy innych stewardes i stewardów) oczekiwaniami, pojawił się nowy grafik. I można na niego spojrzeć na dwa sposoby. Nic nowego niestety nie dostałam, dwa loty do Bangkoku z bardzo krótkim pobytem (lądujemy w Tajlandii po północy i wracamy do Kataru tego samego dnia o 20:00). ALE. Jest też Barcelona i dwa dni w Szanghaju. Poza tym połowa lutego to mój urlop, który częściowo będę spędzać rodzinnie w Polandii. Więc summa summarum, nie ma na co narzekać. Szklanka do połowy pełna.

A oto jak przedstawia się luty:
01-03 - OFF
04-05 - Barcelona, Hiszpania
06-07 - Bangkok, Tajlandia
08 - OFF
09-12 - Szanghaj, Chiny
13-14 - OFF
15-16 - Bangkok, Tajlandia
17-28 - URLOP

A zakup dobrego aparatu fotograficznego i poprawa jakości zdjęć już jest wpisana na listę rzeczy do zrobienia w tym roku.


środa, 22 stycznia 2014

Życie nie przestaje zaskakiwać

Po ukazaniu się wywiadu na Onecie nastąpiło zatrzęsienie mojego małego, blogowego świata. Najpierw pod artykułem zaczęły się pojawiać komentarze. Wiele z nich popierających, ale i sporo negatywnych. Opinie, że cały wywiad jest tekstem sponsorowanym, przeredagowanym (cóż, nic nie poradzę na to, że po prostu lubię swoją pracę i wypowiadam się pozytywnie o tym, czym się zajmuję), że sama praca tak naprawdę jest beznadziejna, bo to nic innego, jak usługiwanie ludziom. Aż w końcu wulgarne komentarze na temat prywatnej sfery mojego życia. Nie ubolewam nad tym. Szczerze mówiąc, spodziewałam się tego. Internet jest ogólnodostępny, każdy już teraz ma dostęp, każdy ma prawo do własnego zdania. A wiadomo, że gdzie 10 osób, tam 11 opinii. Dlatego przestałam czytać komentarze zamieszczane bezpośrednio pod wywiadem. Weszłam na swojego bloga i statystyki zwaliły mnie z nóg. Półtorej godziny po ukazaniu się wywiadu na stronie głównej Onetu, licznik pokazał mi prawie 6000 wejść na bloga. Co przy mojej średniej 80 dziennie było wielkim osiągnięciem. Do rana liczba ta się podwoiła, ale nie mogłam dalej tego śledzić, bo musiałam odbyć lot do Dubaju. Po powrocie jeszcze tego samego dnia wejść już było 30000, co stanowi prawie połowę wszystkich odsłon, które nazbierały się przez dwa i pół roku! Może dla Was nie jest to jakaś super informacja, ale dla mnie niesamowite jest to, jaką moc ma internet. 

Moja skrzynka mailowa się uginała od wiadomości. Nie macie nawet pojęcia ile energii i tak zwanego powera dodają mi wszystkie maile. Wyrazy uznania, gratulacje, dobre słowa.. naprawdę nie spodziewałam się aż takiego odzewu. Staram się zawsze odpowiadać na zadane mi pytania, ale bądźcie cierpliwi, jeśli czasem zajmuje mi to trochę dłużej. Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie!

Zdecydowałam się na jeszcze jedną rzecz, a mianowicie stronę bloga na Facebooku. Można ją znaleźć tutaj. To dopiero początek, więc pusto tam jeszcze, ale z czasem to się zmieni.

W ciągu najbliższych dni pojawi się grafik na luty, więc spodziewajcie się kolejnego wpisu.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie!


niedziela, 19 stycznia 2014

Staż w Ambasadzie RP w Katarze

Moi drodzy, na stronie Ambasady RP w Katarze pojawiło się ogłoszenie:


Ambasada RP w Doha ogłasza nabór na staż absolwencki / praktykę studencką. Osoby zainteresowane prosimy o przesłanie CV na adres: doha.amb.sekretariat@msz.gov.pl . Preferowani będą absolwenci / studenci kierunków: stosunki międzynarodowe, nauki polityczne, prawo, orientalistyka, arabistyka, ekonomia. Od kandydatów wymagana jest bardzo dobra znajomość j. angielskiego w mowie i piśmie.

Staż / praktyka są odbywają się w oparciu o regulacje określone w Zarządzeniu nr 13 Dyrektora Generalnego Służby Zagranicznej z dnia 30 maja 2011 r. w sprawie organizacji i zasad odbywania praktyk, wolontariatu oraz stażu w MSZ i placówkach zagranicznych (treść w zał.).

Ambasada RP w Doha zastrzega sobie prawo do kontaktu tylko z wybranymi kandydatami.


Kto chętny, to zachęcam do wysyłania CV. 


środa, 15 stycznia 2014

Zima stulecia

Kiedy mówi się o zimie stulecia każdy ma ten sam obraz przed oczami: ogromne połacie śniegu, zamarznięte rzeki i jeziora, obsypane śniegiem drzewa, nieodśnieżone drogi, biało zimno i mroźno. Nawet Wodospad Niagara w tym roku przymarzł troszeczkę. A w Katarze zima stulecia pokazuje swoje oblicze w trochę inny sposób. Po pierwsze, ilość dni deszczowych w porównaniu do poprzednich lat jest znacznie większa. Pierwszej mojej zimy w Katarze miałam okazję widzieć deszcz tylko raz. W tym roku przed jednym z moich ostatnich lotów lało całą noc. Skutkiem tego były zalane ulice, bo kiepski, a w większości miejsc nieistniejący system kanalizacyjny nie odprowadza wody. Jedna z galerii handlowych została częściowo zamknięta przez podtopienia. Ale najciekawsze jest to, co dzieje się na północy Kataru. Otóż moi drodzy, zima stulecia biała na całym świecie w Katarze przejawia się na... zielono. Beżowe piaski pustyni rozpościerające się na wszystkie strony wyglądają obecnie tak:






(Wszystkie zdjęcia zaczerpnięte z dohanews.co)

Natury nie oszukasz. Ziemia dostała nadwyżkową ilość wody i od razu zrobiła z niej użytek. Zieleń wystrzeliła do góry, jak w Polsce na wiosnę. Aż przecierałam oczy widząc te zdjęcia, bo taki widok jest tu niespotykany. Mimo wszystko mam już dosyć tutejszej nijakiej zimy. Tęsknię już za ciepłem i upałami. Tak, nawet tymi ponad 40 stopni. Ja należę do tej grupy ludzi, która może całymi dniami wygrzewać się na plaży, czy nad basenem. W najbliższym czasie mam co prawda w planie urlop z rodziną w śniegowych zaspach gdzieś na południu Polski, ale poza tym, niech już to słońce przygrzeje...


Proszę wszystkich moich czytelników, nie miejcie mi za złe, jeśli czasami żaden post się nie pojawia przez dłuższy czas. Nie oznacza to, że zapominam lub nie chce mi się pisać. Po prostu podczas ostatnich moich podróży pogoda albo zmęczenie (a najczęściej połączenie jednego z drugim) są moimi przeciwnikami w zdobywaniu moich miejsc. Szlag by trafił niektóre serwisy pogodowe, które pokazały mi w Waszyngtonie 12 stopni, a tymczasem w rzeczywistości było ledwo ponad zero, do tego padał zamarzający deszcz. A ja miałam ze sobą tylko miękkie, przemakające w ekspresowym tempie buty i nic na głowę. Nie to że jestem z cukru, ale niestety w mojej pracy muszę myśleć rozsądnie. Bo jeśli po takiej wyprawie rano obudzę się z grypą, gdzie za chwilę powinnam być gotowa na 14-godzinny lot powrotny, to tylko napytam biedy sobie i reszcie załogi. 

W Brazylii zmieniono nam hotel, w którym się zatrzymujemy na taki, który jest bliżej lotniska. Nie jest już to więc Sao Paulo, tylko Guarulhos. Hotel położony na lekkim wzgórzu, a dookoła nic, tylko autostrady. Nie można więc się nawet przespacerować po okolicy. 

Hotel Caesar Park koło Sao Paulo, w którym nocujemy

Z podróży do Rzymu i odwiedzenia Watykanu wyszły nici. Dlaczego? A przez łańcuszek wydarzeń, który już nie raz opisywałam. To nigdy nie jest tak, że jedna rzecz zawodzi. W Doha czekaliśmy na grupę pasażerów z innego lotu - opóźniony start - raz. Warunki pogodowe, przez które wydłużył się lekko czas lotu - dwa. Obsługa naziemna w Rzymie nie nie otrzymała wiadomości, że mamy na pokładzie osobę na wózku inwalidzkim, która nie da rady wyjść z samolotu po schodach i trzeba dla niej załatwić specjalną do tego windę. Oczekiwanie prawie 30 minut na windę - trzy. Do hotelu docieramy na 10 minut przed odjazdem autobusu do miasta. Następny za dwie i pół godziny, tuż przed godziną 17:00. Podróż do miasta trwa pół godziny, więc docieramy kiedy jest już ciemno. Decydujemy się więc tylko na włoski obiad i wracamy do hotelu.  

Reszta miesiąca nie zapowiada się zbyt obiecująco. Indie, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Arabia Saudyjska, wszystkie to loty turnaround, czyli po godzinie wracamy do Doha, nie wychodzimy nawet z samolotu. Liczę jeszcze na moje stand by, może z nich się coś ciekawego urodzi. No i Australia na koniec miesiąca. Tam mnie nic nie zatrzyma. Tam teraz trwa lato, więc tylko mnie tam brakuje.