Nowy Rok, nowa ja, nowe wyzwania? Czy raczej bez zmian, poza datą w kalendarzu? Jakkolwiek by nie było, życzę Wam, żeby wszystkie plany i założenia się spełniły, a postanowienia noworoczne wytrwały dłużej, niż jeden tydzień.
Uprzedzenia - każdy z nas je ma, mniejsze, czy większe. I jeśli ktoś mi powie, że nie, to przykro mi bardzo, ale nie uwierzę. Z góry zakładamy, że czegoś/kogoś nie lubimy, nie mając tak naprawdę konkretnego do tego powodu. Często jesteśmy w tym kierowani na przykład przez opinię publiczną. Sami nie znamy tematu, więc wierzymy w to, co inni mówią. Bo skoro kilka osób powtarza to samo, to musi to być prawda. Albo jakieś wydarzenie z przeszłości - nieprzyjemny zapach z dzieciństwa, ot taki gotujący się kalafior - i do końca życia twierdzimy, że nie lubimy kalafiora, nawet go nie próbując.
Ale o co właściwie mi chodzi?
Zadowolona wybrałam się pod koniec grudnia do Polski. Cztery dni wolne pozwolą mi na dwudniowy, poświąteczny pobyt w domu. Szybka przebieżka przez lotnisko, bo jak leci się do domu, to chce się być na pokładzie jak najszybciej. Do samolotu podwoził nas autobus. Chociaż dystans do pokonania był niewielki, pojazd zatrzymał się w połowie drogi, ustępując dwóm samolotom kierującym się na pas startowy. Postój trwał prawie 10 minut, bo wypchnięcie dwóch maszyn trochę trwało. Byłam za to świadkiem takiej sytuacji: małżeństwo w wieku 50+, a właściwie to już bliżej 60, najwyraźniej wracali z wakacji. Mąż oswajał się z myślą, że już wracają, ale z zadowoleniem cieszył się z ostatnich chwil poza domem, słusznie zauważając, że "słoneczko miło grzeje, nawet przez szybę autobusu". Żona natomiast niespokojnie rozglądała się po lotnisku. Mąż zajął się rozpoznawaniem samolotów innych linii lotniczych, zaparkowanych dookoła.
"A-ir Arabia. To pewnie z Arabii Saudyjskiej" - czytał nazwy zupełnie spolszczone przez siebie. - "A ten jaki śmieszny..." - wskazał na Gulf Air, którego samoloty przód mają pomalowany na ciemno-złoty kolor, a reszta jest biała - "... do połowy brązowy, jakby go ktoś przeciął". Żona spuściła głowę i cicho, łamiącym się głosem powiedziała coś do męża. Ten czule ją objął, pogładził dłonią po szyi i zapewnił "Nie martw się. Nic nam nie grozi". To chyba jednak małżonki nie uspokoiło, bo cały czas coś szeptała, pociągając nosem. W pewnym momencie małżonek nie wytrzymał i zmienił się w ułamku sekundy. Przestał obejmować żonę, przykleił się z powrotem do szyby i powiedział "No teraz to już przesadziłaś! Sama siebie nakręcasz!". Tylko się mogłam domyślać o co chodziło, ale kolejne zdanie potwierdziło moje przypuszczenia. "No przecież sami sobie bomby nie podłożą!". No tak. Boimy się tego, co nieznane. Nawet pomimo tego, że to "nieznane" może zabrać nas prawie w każde miejsce na ziemi, czasami za bardzo promocyjną cenę, bo przecież konkuruje z innym "nieznanym", walcząc cenami o pasażera. Ale w telewizji mówią, że wszystko co z "nieznanym" i wokół "nieznanego" to złe i niebezpieczne, więc telewizji trzeba słuchać.
Mam nadzieję, że wszyscy wyłapią mój sarkazm..
A tam w górze przecież tak pięknie...
Ja tez mam stracha, zawsze przed startem i jak chociaż na chwilkę zatrzęsie.Ogromna ulgę czuje jak samolot juz zaczyna lądować ;)
OdpowiedzUsuńTo rozumiem. Ale w tym przypadku to nie był strach przed samym lataniem, a przed pochodzeniem przewoźnika ;)
UsuńCo by nie mówić to świat boi się Arabów. I niestety nie bezpodstawnie....Udało im się sterroryzować świat bo nawet takie trochę irracjonalne obawy jakie miało to podróżujące małżeństwo o tym świadczą.
OdpowiedzUsuńCzy w takim razie, kiedy sprawcą zła jest biały człowiek z sąsiadującego nam kraju, to świat powinien się bać wszystkich Europejczyków? Nie można wszystkich wrzucać do jednego worka tylko ze względu na ich pochodzenie. Ot i wszystko co chciałam powiedzieć.
Usuń