obraz

obraz

sobota, 20 kwietnia 2013

N.A.S.A.

Podczas lotu do Houston zgadałam się z kilkoma dziewczynami, które też chciały pojechać do centrum NASA. Fakt, wszystkie statki kosmiczne startują z Przylądka Canaveral na Florydzie, ale w Houston jest centrum, gdzie monitoruje się wszystkie loty i szkoli astronautów. Tu też pierwsi astronauci powracający z Księżyca przechodzili kwarantannę i tu składuje się próbki gruntu i skał księżycowych.

Z pięciu osób chętnych następnego dnia zostały trzy. Tak to czasem bywa. Ludzie wykruszają się po przyłożeniu głowy do miękkiej poduszki. Koreanka i Japonka odpadły, więc zostałyśmy z dziewczynami z Rumunii i Indii. Jedna z nich skontaktowała się z jakimś swoim dawnym szkolnym kolegą, który przyjechał po nas samochodem. Pomyślałam, że sprawę dojazdu mamy z głowy. Ale nie koniecznie, jak się okazało. Kolega owszem, miał samochód, ale wypożyczony z GPS-em, którego nie za bardzo umiał obsługiwać. Był mało rozmowny, przynajmniej w stosunku do mnie i koleżanki z Indii. Rozmawiał tylko ze swoją rodaczką w ich języku ojczystym. No dziwne to, przecież mieszka w Stanach, więc nie powinien mieć blokady rozmawiania po angielsku. Ale nie będę wnikać. Koleżanka Rumunka siedziała z przodu na miejscu pasażera, co w moim mniemaniu automatycznie czyniło ją pilotem kierowcy, więc ja się nie wtrącałam. Jak już GPS został rozgryziony, adres wpisany, ruszyliśmy w drogę. Kiedy po 45 minutach jazdy i kilku przekalkulowaniach trasy przez GPS (a żeby było ciekawiej, wszystko przy dźwiękach jednej płyty Roxette), usłyszeliśmy, że jesteśmy u celu, rozejrzeliśmy się po okolicy. NASA to to na pewno nie była. Nie mniej jednak miasteczko Kemah okazało się bardzo urokliwym miejscem. Zrobiliśmy więc nieplanowany przystanek. Wszystkie domy postawione nad brzegiem były drewniane, wzniesione na palach wysokich na jedną kondygnację budynku. Ciekawe. Jeżeli to ma chronić przed wodą, przypływami, to dlaczego między tymi belkami stawiane są samochody? To wszystko wygląda naprawdę lichutko i niestabilnie. Ale skoro wszystkie domy są stawiany w taki sposób, to pewnie to tylko moje mylne wrażenie. Ale wcale się nie dziwię, że jak przechodzi huragan, to straty w takim  miasteczku są ogromne. Niemniej jednak domki były malownicze.








Podeszliśmy do tutejszego pana policjanta, pytając o drogę do Centrum NASA. Pan zaczął tłumaczyć starym, dobrym sposobem, wymachując rękami.
- Przejedzie pan przez most, zaraz za mostem w lewo na NASA Street i cały czas prosto.
- A nie ma pan adresu, żeby w GPS wpisać?
No tak, młode pokolenie i elektronika :P Ruszyliśmy w drogę, która ze słów policjanta wydawała się dziecinnie prosta. I taka też była, ale kolega kierowca musiał po drodze jeszcze zadzwonić do koleżanki, żeby mu wygooglała dokładny adres. W każdym razie, kiedy na poboczu nazwy wszystkich sklepów miały coś "kosmicznego" w sobie (np. Apollo Tire and Wheel albo Nasa Hair), a na dachu McDonalda stał wielki kosmonauta trzymający frytki, wiedzieliśmy, że to już blisko.


Samo centrum... no cóż. Troszeczkę mnie rozczarowało. Ale tylko troszeczkę. Na początku wszystko przypominało bardziej Kosmiczne Centrum Zabaw Dla Dzieci. Pełno atrakcji, symulatory, nawet kosmiczne Angry Birds. Pochodziliśmy trochę i porobiliśmy zdjęcia. Na szczęście było kilka pomieszczeń z naprawdę ciekawymi wystawami. W jednej gablocie znajdował się nawet kawałek skały z księżyca. Każdy mógł tej skały dotknąć. Skała była czarna i gładka, ale to pewnie przez tysiące głaszczących ją dziennie rąk.



Model kokpitu wahadłowca








Model stacji kosmicznej SkyLab

Model stacji kosmicznej SkyLab - "pojemnik" na prysznic

Model stacji kosmicznej SkyLab - astronaucie mieli przyczepione do butów specjalne trójkąty, który pasowały do tych w ścianie. Dzięki temu mogli "przyczepić się" w dowolnym miejscu pomieszczenia.
A tu dotykam skały z księżyca!

Oto i sama skała księżycowa

Model pojazdu księżycowego



Z tego miejsca tramwaj zabrał nas do centrum szkoleniowego. Przewodnik tłumaczył, w którym budynku co się robi. Z zewnątrz niestety nie wyglądało to ciekawie. Wielkie, kwadratowe budynki, zamknięte dla zwiedzających. Ale jedno miejsce treningowe można zobaczyć ze specjalnie przygotowanego balkonu za szybą. Znajdowała się tam ogromna ilość maszyn i symulatorów. Na jednych przyszli astronauci uczyli się poruszać w braku grawitacji, na innych sterować skomplikowanymi maszynami i wysięgnikami, których nazw i zadań nawet nie powtórzę. Ale pamiętam jednego robota, który potrafi tak precyzyjnie poruszać palcami, że może bez problemu napisać smsa na smartfonie, nie robiąc przy tym żadnych błędów ortograficznych. Czyli lepiej, niż miliony dzisiejszych nastolatków, jak skomentował przewodnik.










Po czasie spędzonym w Centrum wszystkim zaczęło burczeć w brzuchu. Postanowiliśmy więc wrócić do owej malowniczej miejscowości na obiad. Okazało się to znakomitym pomysłem. W porcie znajdował się mini park rozrywki, gdzie wszystko zrobione było na wzór teksańskiego rancza. Była nawet kolejka górksa, nad którą się zastanawiałyśmy, ale jej konstrukcja z drewna jakoś mnie nie przekonała. Za to zjedliśmy obiad w restauracji, gdzie tuż za oknem był jeden ze spadów owej kolejki, więc co kilka minut za oknami śmigały wagoniki z krzyczącymi ludźmi. Zjadłam też pysznego steka z krewetkami zapiekanymi w boczku i sosie barbecue. Najlepsze krewetki, jakie kiedykolwiek jadłam!













Wyjazd do Houston udany, NASA zaliczona. Teraz szykuję się na kolejny lot ze zmienionego SBY - Colombo na Sri Lance. Może być ciekawie. Ale najważniejsze, że będzie cieplutko. Tak już się przyzwyczaiłam do wysokich temperatur, że jak jest poniżej 20, to się źle czuję.


Na koniec jeszcze album z wszystkimi zdjęciami z Houston i Centrum Kosmicznego:
Houston, USA 05-07.04.2013

3 komentarze:

  1. na początku się tak nie zapowiadało ale widać, że wyprawa udana :) oby więcej takich! trzeba przecież nadrobić "nudny" marzec :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba jestem uzależniona od Twojego bloga:) Jak zwykle super wpis, zdjęcia i w ogóle jak zawsze zazdroszczę! Jedno pytanko techniczne - jak w QA sprawdzaja umiejetnosc plywania? Czy trzeba być pływakiem wyborowym czy utrzymywanie się na wodzie w kamizelce ratunkowej bez paniki wystarczy?;) Będę wdzięczna za odpowiedź i czekam na kolejny wpis! :)) Magda

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że mój blog zbiera tak pozytywne opinie :)

    Co do pływania, to wymagana jest umiejętność założenia kamizelki ratunkowej :p Nie trzeba być pływakiem, wystarczy nie bać się wskoczyć do wody podczas treningu. Oczywiście w kamizelce. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń