obraz

obraz

poniedziałek, 10 czerwca 2013

A w Paryżu deszcz..

W tym pięknym mieście miałam już okazję być dwa razy, ale za każdym razem był to miesiąc zimowy. Dlatego od zawsze chciałam zobaczyć Paryż podczas wiosny lub lata. W końcu w ostatnich dniach maja nadarzyła się taka okazja.

Przeważnie zostajemy w Paryżu, a raczej w hotelu przy paryskim lotnisku, jedynie na kilkanaście godzin. Krótki odpoczynek, kolacja i z powrotem do Kataru. Tym razem trafił mi się dłuższy pobyt, bo 26 godzin, więc plan wyjścia na miasto powstał w mojej głowie bardzo szybko. Co prawda pogoda miała być deszczowa, ale kilka mokrych kropel z nieba jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

Po Paryżu poruszam się swobodnie dzięki dwóm poprzednim wizytom w tym mieście. Co prawda raz byłam oprowadzana, ale za drugim razem to ja byłam organizatorem i przewodnikiem, więc wszystko znam od podszewki. A przynajmniej sieć komunikacyjną. Poza tym nie jest to wielki wyczyn poruszać się po mieście, gdzie do każdego punktu można dotrzeć metrem w kilka minut.

Zaczęłam od spaceru Polami Elizejskimi. Pogoda pochmurna, ale i tak było przyjemnie. Ludzie przechodząc przez ulicę zatrzymywali się w połowie drogi, robiąc zdjęcia jak szaleni, a to w kierunku Łuku Triumfalnego, a to w drugą stronę. Kiedy doszłam do Łuku, zauważyłam po prawej stronie ogromnego cukierka w kolorach flagi Kataru. Pomyślałam, że to chyba nie może być zbieg okoliczności. I rzeczywiście, okazuje się, że przy samym Łuku znajduje się Ambasada Kataru. No proszę jak to życie się układa. Poprzednimi razy człowiek na to nawet nie zwrócił uwagi, a teraz to była pierwsza rzecz, która przykuła mój wzrok. Niebo się przejaśniało, więc przespacerowałam się do Placu Concorde.







Stamtąd trafiłam do mojego ulubionego sklepu, gdzie troszkę mi się zasiedziało :p Dlatego już wielkiego zwiedzania później nie było. Słońce schodziło już coraz niżej, więc postanowiłam szybko podjechać jeszcze pod Wieżę Eiffela. I było to bardzo dobrą decyzją. Co prawda w jednym z wagonów metra ukazała mi się nieprzyjemnie pachnąca scena. Na dość zatłoczonej stacji wsiadłam do prawie pustego wagonu i skierowałam się w kierunku pustych siedzeń. Ale mój nos zauważył, że coś jest nie tak szybciej, niż moje oczy. Kobieta poubierana w ciuchy zbierane chyba przez kilka miesięcy, segregowała sobie zebrane gazety. I wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że te same ciuchy były przez owe kilka miesięcy również jej łazienką. Wycofałam się w najdalszy koniec wagonu, jaki tylko się dało, a razem ze mną reszta nieszczęśników, którzy wybrali ten wagon razem ze mną. Na kolejnej stacji wszyscy przebiegliśmy do następnych drzwi. Pociąg był tak wypchany, że tłum ludzi od środka opierał się nawet na oknach. A najśmieszniejsze było, że na każdej kolejnej stacji było kilka osób biegnących z poprzedniego wagonu, a wszyscy bardzo dobrze znaliśmy ich powody. Dotarłam do celu, obeszłam wieżę dookoła, usiadłam na trawie na Polu Marsowym i obserwowałam zachód słońca. A że tak już mam, że lubię jakieś "inne" zdjęcie od czasu do czasu zrobić, to pstrykałam a to z fontanną, a to z kwiatkiem, a to ze słońcem. Po chwili zaczęło padać, co miało swój urok. Jedni powyciągali parasolki, inni chowali się pod drzewa, a jeszcze inni nic sobie z tego nie robili. Jak jest słońce i deszcz, to musi być też tęcza. Ale żeby jakiegoś przeziębienia nie złapać, to się zwinęłam do hotelu. Paryż w słońcu, bez śniegu dookoła zaliczony. Można odhaczyć z listy.












Paryż, Francja 28-29.05.2013

2 komentarze:

  1. Mój znajomy kiedyś powiedział, że jak być bezdomnym to tylko w Paryżu :) widocznie więcej ludzi miało już taki plan ;P

    OdpowiedzUsuń