obraz

obraz

wtorek, 7 października 2014

"Before I die....."

Gruzja latem, to kolejne wymarzona wakacje. Jednak po pierwsze, moich podróży nie można nazwać wakacjami, bo są za krótkie. A po drugie, ten pobyt w Tbilisi to już w ogóle na godziny można było liczyć. Do tego lot niezbyt przyjemny, bo jeżeli na dwie osoby pracujące w klasie biznesowej praca rozkłada się w proporcjach 9-1, to już nie jest ciekawie. Na ogól staram się nie generalizować, ale tym razem za dużo już się nazbierało przypadków potwierdzających regułę, że Marokanki są strasznie leniwe. W dodatku z zachowaniem proporcji - im dłużej w firmie, tym mniej pracują. Dlatego wymęczona dotarłam wieczorem do hotelu. 

Następnego dnia zbiórka była już przed południem. I nie mówię wcale o zbiórce na zwiedzanie, ale na powrót do Kataru. Dlatego wyjście zaplanowałam sobie na wcześnie rano. O szóstej byłam na nogach, a godzinę później już spacerowałam po mieście. Celem było wzgórze, na którym stoi Matka Gruzji - Kartlis Deda. Ale że kolejka linowa zaczyna kursować dopiero o 11:00, trzeba było znaleźć inną drogę. Jak tylko wyszłam z hotelu, od razu stwierdziłam, że warto było wstać tak wcześnie rano. Świeże powietrze, wstające słońce, prawie puste ulice. Do tego zraszacze wodne porozstawiane tu i tam i nieliczni przechodnie, omijający mgiełkę wodną, w którą ja oczywiście weszłam celowo. Ot takie dodatkowe orzeźwienie. 







Dotarłam główną ulicą do Pacu Wolności, a stamtąd już mniejszymi, krętymi uliczkami do wzgórza. Po drodze natknęłam się na wielką tablicę z napisem "Before I die..." (tłum. "Zanim umrę"), na której białą kredą ludzie wypisywali rzeczy, które chcą zrobić przed śmiercią. Napisów było sporo, nie wszystkie udało się odczytać, ale wyłapałam takie jak: odwiedzić Londyn, być osobą, która inspiruje ludzi, powodować uśmiech na twarzach, zakochać się, odbyć podróż dookoła świata, zobaczyć amazońską dżunglę, pomóc ocalić świat, mieć kucyka. 

Oto jak rożne rzeczy maja inny priorytet dla ludzi. Niektórzy myślą o tym, żeby zmieniać świat. Inni stwierdzają, ze i tak z tym nic nie zrobią, wiec postanawiają zamiast tego zrobić coś dla siebie. A gdyby taką tablicę umieścić w Polsce, ciekawa jestem odpowiedzi.


Kawałek za tablicą zaczęło się podejście w gorę. Tym razem nie tak męczące, jak to na Murze Chińskim. Chociaż schodów było sporo, powietrze zdecydowanie przyjemniejsze, rześkie o poranku, do tego robiłam przystanki kiedy mi się podobało, bez stresu, że ktoś musi na mnie czekać. Schody prowadziły najpierw gdzieś między świątyniami, które niestety ze względu na wczesną porę były zamknięte. Gdzie nie gdzie widać było krzątających się ludzi, dużo częściej ospałe koty, wygrzewające się w porannym słońcu. Im wyżej, tym widok stawał się bardziej interesujący. Kartlis Deda - posąg matki broniącej Gruzji przed nieprzyjacielem, a jednocześnie witającej gości winem, widziałam już z daleka. Szlak doprowadził mnie prosto do jej stóp. Nawet na szczycie było cicho i spokojnie. Trudno było uwierzyć, że za kilka godzin miejsce to będzie przypominało typowe, turystyczne, gwarne miejsce. Może nie tak zaludnione, jak na przykład zakopiańskie Krupówki w sezonie letnim, ale trochę osób na pewno się tu przewinie. Ale póki co, tylko jeden pan zamiatający ulice, drugi leniwie rozstawiający kramik z pamiątkami, kilku pracowników kolejki linowej i to by było na tyle. Przeszłam kawałek dalej, skąd rozpościerał się widok na twierdze Narikala z IV wieku. Tuz przed twierdzą znalazłam interesujące zejście na drugą stronę wzgórza. Zejście prowadziło do lasu, tak to przynajmniej wyglądało z góry, a w dole słychać było dźwięk płynącego strumyka. Równie dobrze mogła być to jakaś śluza wodna albo coś jeszcze mniej romantycznego, ale mnie to brzmiało na strumyk. Niestety czas nie pozwalał na sprawdzenie. Tak samo jak na zwiedzenie twierdzy, czy znajdujących się nieopodal łaźni termalnych. Ale i tak się cieszyłam, że udało mi się zobaczyć chociaż tyle. Musiałam ruszać w drogę powrotną.

















Tym razem zeszłam inna trasa, bo przyciągnęły mnie widoki wąskich uliczek. Niekiedy tak ciasnych, ze rozpościerając ręce, można było dotknąć ścian po obu stronach. Przechodziłam obok czyichś domów, gdzie winogrona pięły się po ścianach, a ich owoce zaglądały do okien. Chciałam przeprowadzić małą degustację, ale wszystkie owoce w zasięgu ręki zostały już zjedzone, a nie będę się przecież komos na dach wspinać.











Wracając przez miasto do hotelu, czułam się jak w zupełnie innym miejscu, niż dwie godziny temu. Miasto tętniło pełnia życia, na ulicach pełno samochodów, chodniki i przystanki autobusowe pełne ludzi, zatopionych we własnych myślach, tych bardziej przyziemnych i tych odległych. Zupełnie, jak na tej czarnej tablicy...



Tbilisi, Gruzja 25-26.08.2014

9 komentarzy:

  1. Pierwszy :)
    a na poważnie to myślałem ze post o Moskwie był ostatnim bo od tamtego czasu nie było widać żadnej aktywności nawet nie było zmienione dokąd pani będzie latać w tym miesiącu

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio taka tablica pojawiła się w Zielonej Górze. To co ludzie wypisywali było po prostu żałosne. Przeważały tekstu typu "Przelecę jak najwięcej dup" czy "Upiję się do nieprzytomności". Ludzie nie podeszli poważnie do tematu, a szkoda :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne miejsce+piękna pogoda=świetne zdjęcia!! Tak samo zresztą jak ''naziemne'' zdjęcia z Moskwy!
    Jeżeli można to poproszę o grafik październikowy i info kiedy pierwszy lot na A380.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. http://www.mmkrakow.pl/485310/zanim-umre-chce-pozyc--krakow-tez-ma-tablice-before-i-die-zdjecia Kraków i "Before I die" :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Grafik już uaktualniony. Co do A380, to pierwszy lot 9 października z Londynu, ale jeszcze beze mnie na pokładzie. Mam pod koniec miesiąca drugą część szkolenia i tzw. walkaround, czyli wizyta w A380 zaparkowanym na lotnisku, w celu obycia się z nowym sprzętem. Dlatego pierwszy mój lot pewnie dopiero w listopadzie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Spodziewałam sie, że Gruzja, Tbilisi urzekają swym pięknem i wyjątkowym urokiem...Nie byłam tam jeszcze :) Jednak Twój post poruszył taką strunę w mojej duszy, że ...zakochałam się w tym mieście,kraju! Dzięki, że chciało Ci się tak rano wstać i zobaczyć to miasto, które dopiero się budzi, a jeszcze senne wydaje się odsłaniać powoli swe oblicze - jeszcze bez maski...., autentyczne. Dziękuję Ci za ten poranny spacer po budzącym się dopiero ze snu mieście :) I pomysleć, dokąd byś nas zaprowadziła, gdybyś miała do dyspozycji więcej czasu... Pięknie sie Ciebie słucha, tzn. czyta, naprawdę - z wielką przyjemnością! Piękne zdjęcia urzekających miejsc...! Czekam na więcej :) (zresztą nie tylko ja - jak widać). Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniale!!!!
    Dzięki Pani relacjom słownym i pięknym zdjęciom wybiorę się tam w przuszłym roku.
    Andrzej z Lublina.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wpis super, jak każdy, który dodajesz :-) Pisz jak najwięcej, bo wychodzi Ci to fenomenalnie. Z chęcią przeczytałabym jakąś notatkę o Arabii Saudyjskiej, bo jestem bardzo zainteresowana tym krajem i jego kulturą.
    Pozdrawiam cieło!

    Wierna czytelniczka :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Na Twoich zdjęciach Tbilisi to uosobienie spokoju, sielskości i leniwego życia:)

    OdpowiedzUsuń