Moją pierwszą w życiu wycieczkę do Londynu odbyłam w wieku 15 lat. Obskoczyliśmy wtedy wszystkie turystyczne punkty miasta, ze zwiedzania których niewiele pamiętam, bo gdzie 15-latka będzie się skupiać na tym, co mówią przewodnicy. Ale w mojej głowie wyrył się zapis, że zwiedzanie Londynu mam zaliczone. Tym bardziej, że po raz drugi zawitałam tam w wieku dwudziestu-kilku lat. Wtedy to zaczynał się bum, kiedy Polacy masowo przenosili się do Wielkiej Brytanii w poszukiwaniu pracy. A ja tymczasem czysto turystycznie, w co nie mógł uwierzyć taksówkarz podwożący mnie do hotelu. Dopytywał się, czy będę pracować na recepcji, czy w kuchni.
Za każdym razem kiedy odwiedzałam Londyn dzięki mojej obecnej pracy, skupiałam się a to na zakupach spożywczych w polskich sklepach albo na spotkaniu z moim drogim, wieloletnim przyjacielem Sebastianem. Kiedy jednak podczas ostatniego miesiąca moje wizyty w tym mieście zwiększyły częstotliwość (a zawdzięczam to mojemu koledze, A380), pomyślałam, że w zasadzie warto by się wybrać ponownie w miejsca, które są wizytówką Londynu.
Lot nasz ląduje na Heathrow popołudniu. A że hotel mamy tuż przy lotnisku, dojazd do miasta zajmuje około godzinę. Dlatego za każdym razem jak docierałam do miasta, zapadał już zmrok. Szybko więc zrobiłam rundkę wokół Big Bena, a później nie pozostawało nic innego, jak wyjąć statyw i pobawić się trochę aparatem. Fotografowanie mostu Tower Bridge zajęło mi półtorej godziny, ale w końcu udało mi się złapać to, co chciałam. Mniej szczęścia miałam z Big Benem nocą. Akurat wtedy towarzyszyła mi Ukrainka z naszej załogi, która bardzo mnie pospieszała. Zaproponowałam, żeby sama wróciła do hotelu, a ja na spokojnie sobie sfotografuję to, co chcę. Niestety Lidia stwierdziła, że pogubi się w londyńskiej sieci metra, więc była zależna ode mnie. Nie do końca zadowolona, zwinęłam sprzęt i poprowadziłam biedne dziewczę do hotelu. Muszę też wspomnieć, że ów wyjazd przypłaciłam zdrowiem. Pomimo ciepłego ubioru, złapało mnie jakieś choróbsko i tak już się kuruję czwarty dzień z rzędu nie wychodząc z łóżka.
Jednak chciałam Wam napisać o pewnym miejscu, które przyciągnęło mnie, jako pierwsze. Twierdza Tower of London i pomnik upamiętniający brytyjskich żołnierzy poległych podczas I Wojny Światowej. Nie jest to jednak zwykły pomnik, o jakim na pewno teraz myślicie. To projekt artystyczny autorstwa Paula Cumminsa. Od sierpnia wokół londyńskiej twierdzy kilkuset wolontariuszy ustawiało ceramiczne czerwone maki. Swój wkład mieli nawet książę William i jego żona Kate, którzy też "zasadzili" po ceramicznym kwiatku.
Maki kwitną jako chwast na nieurodzajnych polach, kiedyś obficie rosły w rowach i kraterach na polach bitewnych. Dziś są symbolem wszystkich żołnierzy Wielkiej Brytanii, poległych we wszystkich konfliktach, w których Zjednoczone Królestwo brało udział, a także weteranów wojennych. Dlatego wokół Tower of London w ciągu trzech miesięcy posadzono 888,246 maków, dokładnie tyle, ilu żołnierzy zginęło podczas I WŚ. Ostatni kwiat posadzono 11 listopada, w dzień upamiętniający zawieszenie broni kończące wojnę (11 listopada 1918r.). Całość sprawia wrażenie rozlewającego się morza krwi, tworzącego rozległy, czerwony dywan. "Krew zalała lądy i zabarwiła morze" to tytuł całego przedsięwzięcia.
Zdążyłam w ostatnim momencie, bo w połowie listopada wystawa miała zostać rozebrana. Ceramiczne maki można było kupić na pamiątkę za £25 za sztukę. W ciągu jednego tygodnia sprzedano ich 200 tys., dochód przeznaczając na organizacje charytatywne, wspierające kombatantów i żołnierzy brytyjskich sił zbrojnych. Popularność wystawy przerosła oczekiwania nawet samych pomysłodawców. Tower of London otoczoną morzem czerwieni odwiedziło ponad 4 mln. osób. Na początku listopada władze apelowały do obywateli, by już nie przychodzili pod twierdzę, bo tłum jest zbyt duży, a metro nie daje rady. Ale nikogo to nie zniechęciło. Współautor projektu, Tom Piper, wyjaśniał: "To nie jest instalacja na temat wojny, to nie jest ilustracja przemocy i barbarzyństwa. Tu chodzi o stratę i pamięć, o danie każdemu człowiekowi wyjątkowego sposobu, by odnieść się do historii swej rodziny i uświadomić sobie koszt ludzkiego życia."
Londyn, UK, Jesień 2014 |
Fotka Big Bena wyszła świetnie fajne ujecie z pomnikiem, jakby na kogoś czekał niestety nie wiem co to za pomnik bo w Londynie nie bylem ale za to fotka mostu wyszła fantastycznie jak z pocztówki.
OdpowiedzUsuńA co się stało ze zdjęciami twojego "kolegi" A380 z poprzedniego postu
Ten pomnik to Jan Christian Smuts, polityk, filozof i marszałek Armii Brytyjskiej. Uczestniczył w podpisaniu traktatów kończących I i II Wojnę Światową.
OdpowiedzUsuńA zdjęcia A380 powinny już być na swoim miejscu.
Niesamowita wystawa!
OdpowiedzUsuńPrzepiękne zdjęcia, a wystawa spowodowała ciarki na moich plecach.
OdpowiedzUsuńDziękuję za podzielenie się tymi informacjami i zdjęciami.
Pozdrawiam,
Natalia
Mam prośbę. Czy możesz napisać jakiego używasz aparatu fotograficznego? Z góry dziękuję. Pozdrawiam - Artur
OdpowiedzUsuńZdjęcia robię aparatem Sony NEX-7. Pozdrawiam!
UsuńCiekawy blog, super zdjęcia, czekam na kolejne wpisy, pozdrawiam
OdpowiedzUsuń