obraz

obraz

czwartek, 15 marca 2012

Nepal po raz trzeci


Trzeci pobyt w Katmandu postanowiłam przeznaczyć na zakupy. Miałam do zrealizowania zamówienie od koleżanki na 4 szale z pashminy, a i dla siebie chciałam coś znaleźć. Lot w tamtą stronę był w porządku, urzędowałam sobie w kuchni, a na pokładzie była jeszcze jedna Polka, do tego moja sąsiadka z naprzeciwka. Po dotarciu do hotelu okazało się, że nie mają wolnych pokoi, które zawsze przeznaczali dla naszej załogi, więc muszą dać nam apartament! :D A jak zobaczyli, że dwie dziewczyny są z tego samego kraju, to dali nas do jednego. Apartament - bajka! Przede wszystkim ogromny, z wielkim salonem połączonym z jadalnią. Dwie duże sypialnie i ze cztery małe. Łazienek w bród. Za oknem basen, wejście osobne, bo budynek odseparowany od reszty hotelu. Przed wejściem Budda i jakieś inne złote lwy. Luksus! Gdyby tylko zamiast tego telewizora kominek był... ale chyba nie można przesadzać ;)






Tak się Martyna pławi w luksusach ;)

Wybrałyśmy się na obiad na miasto, to znaczy w okolice hotelu. Samochodów, skuterów, motorów - masa, jak to w Katmandu. Kiedy w końcu wśród sklepów z meblami, dywanami i lodówkami znalazłyśmy w końcu jakąś restaurację, która do tego miała wywieszony na szybie bardzo obiecujący napis "free WiFi", zdecydowałyśmy się wejść. Miejsce bardzo ciekawe, bo w podwórku, oddzielone od hałaśliwej ulicy, trochę zieloności dookoła stolików, a nad głowami... suszą się jeansy :D Jak zaczęli przyrządzać nasze potrawy, to w powietrzu zaczęły się unosić kawałeczki... czegoś... nie wiem, jakby palonej gazety. Ale jakby nie było dookoła, jedzenie na gorącym, jeszcze skwierczącym półmisku, było przepyszne. No i WiFi faktycznie było :D 




Po jedzonku zadowolone przeszłyśmy spacerkiem jedną z ulic, gdzie co kawałek można było zobaczyć a to dzieci idące w mundurkach ze szkoły, a to kozę, a to panią ubraną w tęczowe hinduskie sari, palącą kadzidła i robiącą papkę z kwiatów i kto wie z czego tam jeszcze, którą później smarują po czole. Niestety ludzie krzywo patrzyli, jak tylko wyciągałam aparat, więc zrobiłam zdjęcie kozie :D Jest też "zlot" motocyklistów, a raczej pora na tankowanie na stacji benzynowej.






Na koniec quiz: kto policzy ile razy na filmiku słychać klakson? :D



Teraz przede mną urlop w Polsce. Walizka jeszcze nie spakowana, a za 4,5 h przyjeżdża po mnie taksówka. Nie spałam nic po locie z Katmandu, więc pewnie całą podróż w samolocie przekimam. A jutro przede mną długi dzień. Ale co tam! A bo to raz się było ponad 24h bez snu? Dam radę! No bo kto, jak nie ja!? ;)

1 komentarz:

  1. Marzec jest dla Ciebie miesiącem urlopów widzę ;D Apartament zamiast pokoiku? Ekstra :D

    ps. smakowało Ci do danie? nie bałaś się? :D

    OdpowiedzUsuń