obraz

obraz

wtorek, 29 stycznia 2013

Lot do Pekinu

Czas się ocknąć po urlopie i zabrać do pracy! Pierwszy dłuższy lot po wolnym (nie liczę ekspresowego Bahrajnu), wchodzę na pokład, a tu same zmiany! Cukier w czarnych tubkach, ręczniki odświeżające - inne, podkładki papierowe pod tacę białe z czerwoną cebulą albo orzeszkami na boku - no co to się porobiło? Dwa tygodnie i człowiek wypada z obiegu. Ale nie ma się co martwić, firma zadbała o to, żebym szybko wbiła się w rytm i dała mu 6 dni pracujących pod rząd (oczywiście z wymaganym odpoczynkiem pomiędzy).

Lot do Pekinu nie był tak męczący, jak się spodziewałam. Co prawda ponad 7 godzin, pasażerowie niezbyt wymagający, ale lot był przed południem, więc można się było porządnie wcześniej wyspać. Pasażerowie w 90% to Chińczycy zw znikomą albo zerową znajomością angielskiego. Trójka z nich mnie bardzo rozbawiła jeszcze przed startem.  Trzech dorosłych facetów w przedziale wiekowym 40-50. Podróżowali razem, ale siedzenia przypadły im w osobnych rzędach. Każdemu z osobna wskazałam, gdzie jest jego miejsce według biletu. Kiedy zajęłam się innymi pasażerami, panowie znaleźli sobie jeden pusty rząd i usiedli tam razem. Oczywiście nie zabraniamy takich przesiadek, o ile boarding jest zakończony i mamy pewność, że żaden pasażer nie przyjdzie właśnie z tą miejscówką. Tym razem czekaliśmy jeszcze na kilku spóźnialskich. Migrujący panowie, kiedy obok nich przechodziłam, siedzieli grzecznie bez ruchu, z lekkimi uśmieszkami, przykurczonymi ramionami, wzrok wbity we mnie, a wyraz twarzy małych chłopców, którzy właśnie coś przeskrobali i czekają, czy zauważę, czy nie. Tak mnie to rozbawiło, że nie mogłam się powstrzymać, przechyliłam głowę, uśmiechnęłam się i posłałam im matczyne spojrzenie w stylu "oj, dzieci, dzieci". Przyszedł później jeden delikwent z miejscówką przy oknie, ale nie miał nic przeciwko zmianie rzędu na inny, więc cała trójka została razem przez cały lot. Podczas serwowania posiłku, z tymi samymi uśmieszkami wskazywali palcem na butelkę wódki. Zero zrozumienia, kiedy pytałam, czy na pewno chcą samą wódkę. Ale się zlitowałam i żeby ich nie ścięło z nóg, dostali drinka z sokiem pomarańczowym i lodem. Kiedy zobaczyli w środku plasterek pomarańczy, cieszyli się tak, jakby dostali co najmniej egzotycznego drinka z palemką. Jak ja lubię kiedy wszyscy są zadowoleni! Jako pamiątkę z tego lotu mam jeszcze swoje imię zapisane po koreańsku od jednej dziewczyny z załogi.

"Martina" zapisane po koreańsku

Podczas lotu powrotnego było równie spokojnie, ale tym razem już trochę się dłużyło. Droga powrotna zajmuje prawie 9 godzin i chociaż mieliśmy prawie komplet pasażerów, szybko uwinęliśmy się z posiłkami. Oprócz standardowych przełożonych (CS i CSD) mieliśmy też wśród załogi checkera, czyli osobę, która sprawdza pracę naszych przełożonych. Tym razem postanowiła, że sprawdzi nie tylko pracę przełożonych, ale i załogę. Spośród 15 osób wybrała 6 i zgadnijcie czyj szczęśliwy numerek znalazł się na liście do odpytywania. Ale nie ma co narzekać, poszło mi całkiem dobrze. Kolejny "sprawdzian" zaliczony. Wróciłam na swoje miejsce pracy pracy, do końca lotu zostały cztery godziny. Włączyłam się więc do rozmowy dwóch dziewczyn z Malezji i Chorwacji. Malezyjka opowiadała o kłótni ze swoim chłopakiem. Poszło o to, że dziewczyna chce sobie kupić zegarek firmy Rolex. Jej chłopak bardzo się oburzył, że dziewczyna chce na to wydać wszystkie swoje oszczędności. Kiedy doszło do ceny i usłyszałam 200000 QR (170 tys. zł), zapytałam z niedowierzaniem -Ile?! - 200 tys. - Za zegarek?! - Za Rolexa!!!! - odpowiedziały obie równocześnie, patrząc na mnie z wyrzutem. - Ok, przepraszam - powiedziałam podnosząc obie ręce w "poddającym się" geście. Wyłączyłam się z rozmowy równie szybko, jak do niej weszłam. Chyba nigdy tego nie zrozumiem. Za takie pieniądze można mieć nie byle jaki samochód, pół mieszkania w Krakowie albo nie wiem co jeszcze. Ale przecież to Rolex.. Słyszałam jak później rozmowa zeszła na temat "Powiedziałam chłopakowi, że jak się chce ze mną żenić, to tylko diamenty, 3 karaty minimum!". Wtedy wyłączyłam się całkiem i poszłam do kabiny sprawdzić, jak się śpi moim pasażerom.

3 komentarze:

  1. Haha :D to Rolex :P Za taką kasę to bym miała wycieczkę dookoła świata :) Też bym chyba się wyłączyła z rozmowy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ubawiłem się tym Roleksem;) Ale wiesz, tak to jest, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jak ktoś całe życie jeździł 126p, a teraz ma Lanosa to jest to dla niego pełen wypas, a Avensis to kosmos. A dla tych, co od urodzenia siedzą w E-klasie Avensis to szrot...

    OdpowiedzUsuń
  3. pięknie z tym Rolexem ;) mnie nawet nie podobają się te zegarki.. no ale problem życia mam nadzieję, że zażegnała z chłopakiem :) tzn. on (po)żegnał ;)

    OdpowiedzUsuń