Wenecję udało mi się zwiedzić jeszcze zanim dołączyłam do Qatar Airways. Dlatego, kiedy w moim grafiku dwudniowy stand by zmienił się na lot do Wenecji, przyjęłam to ze spokojem, bez specjalnego entuzjazmu. Kilka dni wcześniej natrafiłam w TV na informację o powodzi na placu św. Marka. Powódź w Wenecji - jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, widziałam jak ludzie przemierzali plac w wodzie po kolana. Czegóż można się spodziewać po europejskiej, listopadowej pogodzie. Dlatego też zabrałam ze sobą laptopa i psychicznie przygotowałam się na spędzenie całego pobytu w hotelu. Tym bardziej, że do samej Wenecji mamy stamtąd prawie godzinę drogi.
Podczas lotu okazało się, że załogę mamy naprawdę w porządku, a kiedy dotarliśmy na miejsce, wbrew temu czego każdy się spodziewał - świeciło piękne, listopadowe słońce. Przy odbieraniu hotelowych kluczy słyszałam, jak reszta się umawia na wyjście na miasto, namawiając mnie do tego samego. "Ok, może pójdę, zobaczymy" - powiedziałam. Zazwyczaj kiedy słyszy się taką odpowiedź, nie czeka się na tą osobę, bo z góry wiadomo, że w tej sytuacji leń wygrywa i kiedy wszyscy się gromadzą w holu, ta osoba smacznie sobie chrapie wtulona w miękką hotelową poduszkę. Ale to słońce i świeże, jesienne powietrze tak mnie zachęciło, że przebrałam się szybko i pomimo zmęczenia, zeszłam na dół o umówionej godzinie. Okazało się, że do miasta wybierają się nie tylko dziewczyny, które razem ze mną śmigały w ekonomicznej, ale i nasz CS, pilot i pierwszy oficer, a nawet rodzice jednego z nich, którzy przylecieli z nami na zwiedzanie Europy. W sumie uzbierało się nas 9 osób!!! Taka grupa mi się jeszcze nie zdarzyła!
Wenecja okazała się tak samo piękna, jak w maju 2010. Ludzie spacerujący wąskimi uliczkami, gondolierzy z wąsikiem czekający na turystów na brzegu, słońce zniżające się wprost do Grande Canale... Bajka. Szkoda tylko, że czas uciekał, jak szalony, robiło się coraz ciemniej i chłodniej, a przy okazji i głodniej. Wybraliśmy więc restaurację poleconą przez naszego pilota, ale trzeba było jeszcze do niej jakoś dotrzeć. No więc kto został przewodnikiem? Ano na mnie padło. Przy okazji pokazałam towarzystwu gdzie kręcili zdjęcia do filmu "Turysta" i gdzie znajduje się miejsce, w którym buduje się i remontuje gondole w Wenecji. Opowiedziałam też historię jedynego polskiego gondoliera i co mi tam jeszcze w głowie zostało od maja 2010. I tak oto wypad do Włoch, który miał być w stu procentach przesiedziany w hotelu, stał się jednym z lepszych moich wyjazdów w ciągu całego roku.
I na koniec standardowo album ze zdjęciami z Wenecji:
Wenecja, Włochy 17-18.11.2012 |
czyli miało być jak nigdy a wyszło jak zwykle? :D
OdpowiedzUsuń