obraz

obraz

poniedziałek, 28 listopada 2011

Szybkie wspomnienie Stuttgartu i... raj na ziemi!

Z opisem ze Stuttgartu czekałam na zdjęcia od koleżanki. Ale kiedy już je mam, a jestem świeżo po podróży na Malediwy, to już z Niemiec nic nie pamiętam ;) Dlatego wrzucę tylko album ze zdjęciami do pooglądania. 





Ogólnie było bardzo miło, na miasto oprócz jeszcze dwóch dziewczyn wyszedł też pierwszy oficer. To chyba pierwszy jakoś w miarę wyglądający, młody pilot, spotkany po miesiącu latania. To taka odpowiedź do wszystkich, którzy mnie pytają, czy poznałam już jakiegoś przystojnego pilota. Otóż moi drodzy, 95% poznanych dotąd pilotów i pierwszych oficerów to żonaci faceci w przedziale wiekowym 40+, więc zupełnie poza moim kręgiem zainteresowania ;) Wracając do tematu, sporo zwiedzaliśmy, ale ponieważ była niedziela, wszystko tylko z zewnątrz, łącznie ze sklepami, więc portfel został ocalony. Ale za to można była spacerować z kufelkiem piwa :) Skończyliśmy zwiedzanie w Salsa Club ;)
Stuttgart, Niemcy 20-21.11.2011



A teraz coś na podrażnienie Waszych zmysłów – Malediwy.

Nie nastawiałam się na wiele. Sprawdziłam przed wyjazdem pogodę – 30 stopni, ale z deszczem w pakiecie. No trudno, zdarza się. Może kiedyś jeszcze raz tam polecę i trafię na słoneczną pogodę. Na briefingu okazało się, że w końcu trafiłam na wredną CS. Tak się nas czepiała, o takie szczegóły pytała i wymagała odpowiedzi niemalże słowo w słowo z podręcznika. Mało tego, myliła się co do jednej rzeczy! Dała mi pozycję R2 i zapytała jaka będzie moja strefa security check, czyli które rzędy muszę sprawdzić przed wejściem pasażerów. No to mówię, że 14-26 prawa i lewa strona. Odpowiedziałam pewnie, bo byłam pewna odpowiedzi. Przed każdym lotem sprawdzam strefy, bo są inne dla każdego rodzaju samolotu. Więc zadowolona po swojej odpowiedzi obdarzyłam CS z Tunezji ciepłym uśmiechem, a ona mi z kwaśną miną „Źle! Zapisz sobie jak nie wiesz, sprawdzasz rzędy 19-29.” Zgłupiałam, ale niech jej będzie, może coś mi się pomieszało z typami samolotów. Widocznie nie tylko mi, bo wszyscy zapytani o swoją strefę odpowiedzieli źle. Jak się później okazało, CS podawała nam rzędy do serwisu (posiłków, itp.), a nie do security check! Ale wystarczyło, żeby nas zestresowała. Przecież nie będę się z nią kłócić, bo po co sobie swoje akta „brudzić” niepotrzebnym konfliktem. Podczas lotu CS kilkakrotnie przychodziła do tyłu sprawdzić, czy się nie obijamy i czy toalety czyste. Na szczęście pasażerowie byli na tyle uprzejmi, że zostawiali po sobie porządek. W każdym razie nastawienie do wyjazdu miałam średnie.

Dotarliśmy na miejsce. Oprócz mnie jeszcze dwie dziewczyny i pierwszy oficer przylecieli tu po raz pierwszy, więc też chcieli zobaczyć jakieś wyspy. Jest ich tu ponad 1000. Więc umówiliśmy się na konkretną godzinę na recepcji, zapłaciliśmy niemało, bo 65 USD za samą podróż łodzią, która trwała 15 minut i ponad drugie tyle za wejście na wyspę. Ale kiedy dopłynęliśmy do Paradise Island, to dech w piersiach zaparło… Nazwa jak najbardziej na miejscu. Jeśli ktoś mnie kiedyś zapyta, czy byłam w raju, to powiem, że byłam... 




Pomimo chmur na niebie miejsce było niesamowite – turkusowa woda, w 100% przejrzysta, długi, drewniany pomost prowadzący na wyspę o białych piaskach i bujnej soczysto-zielonej roślinności. Mało tego, w ciągu kolejnej godziny przez chmury zaczęło przebijać się słońce, więc po jakimś czasie mieliśmy pogodę idealną. Naprawdę, żadne opisy, żadne zdjęcia w filmach nie są ani trochę przerysowane, to naprawdę tak wygląda. Ja byłam zachwycona. Szłam po plaży uśmiechnięta od ucha do ucha. Piasek jest zupełnie inny, niż na plażach, które widziałam dotychczas. Każde ziarenko jest osobno, a jednocześnie razem z innymi. Prawie tak jak odpowiednio ugotowany ryż ;) I jest biały. BIAŁY! Nie żółty, beżowy, białawy, tylko BIAŁY! Coś pięknego!


Spacerując po plaży, dotarliśmy do resortu Paradse Island Resort & Spa. Dwa rzędy domków na wodzie, tworzących bajeczny krajobraz, niczym tapeta Windowsa.



Kiedy przechadzaliśmy się pomostem, okazało się, że w jednym z domków akurat grasuje sprzątający Filipińczyk. Zrobiłyśmy z dziewczynami do niego śliczne oczka i pozwolił nam wejść zwiedzić domek. Niesamowite – jedna ściana cała ze szkła, dająca widok na turkusową wodę, wanna na zewnątrz, tuż przy niej schody, gdyby ktoś wolał słoną kąpiel. Nocleg w takim domku kosztuje 1200 USD za dobę. Rezerwacje są dostępne na bloking.com, gdyby ktoś był zainteresowany ;) 




Cała wyspa otoczona jest przez rafę, która chroni przed falami napływającymi z oceanu i przed dużymi rybami, takimi jak rekiny. Gołym okiem można było dostrzec granicę, bo tuż za końcem rafy woda stawała się ciemno granatowa.


Popływaliśmy trochę, zjedliśmy lunch i powygrzewaliśmy się na leżakach pod palmami. Ale z każdego raju trzeba kiedyś zejść na ziemię. W albumie ze zdjęciami na samym końcu zamieszczam krótki filmik z drogi powrotnej. Płynęliśmy najpierw powoli, ale kiedy przekroczyliśmy rafę i wypłynęliśmy na głębokie wody, kapitan dodał gazu. Łódź dosłownie podskakiwała na wzburzonych wodach, bo wiatr był spory tego wieczoru. Woda chlapała, pluskała, a w tle zachodzące słońce… Kolejny zapierający dech w piersiach zachód słońca, obok zachodu na Filipinach, zapisany w sercu…



Wróciliśmy więc do naszego hotelu o wdzięcznej nazwie Hulhule. Chciałam iść jeszcze sobie wybić lampkę wina nad oświetlonym basenem, ale nie dało rady, zmęczenie wygrywa. Następnego dnia, kiedy tylko weszliśmy na pokład samolotu i zaczęliśmy swoją pracę – zaczęło lać :) Już dawno się tak z deszczu nie cieszyłam. A raczej z tego, że przyszedł dzień później, niż zapowiadali. Podczas wejścia pasażerów na pokład CS włączyła tak niską temperaturę, że prawie tam zamarzłyśmy. Po 10 minutach ją podkręciła, ale to wystarczyło, żebym kichała przez cały lot. I tak oto wróciłam z Malediwów z czerwonym od słońca i zakatarzonym nosem.. :)


Album ze zdjęciami i filmami:
Malediwy, 26-27.11.2011

1 komentarz:

  1. Widać, że w naturze zawsze musi być jakaś równowaga ;) wkurzająca szefowa = piękna pogoda :) nie aż taka zła ta zależność :P

    ahh aż się ciepło robi jak patrzę na te zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń