No i jak,
poszliście wszyscy ładnie zagłosować? ;) Ja zawsze grzecznie biegałam do urny i
wkurzałam się na moich znajomych, którzy olewali sprawę, nie chcąc się mieszać
w politykę. Ale w tym roku przyznaję się bez bicia, nie poszłam. I to nie
dlatego, że ambasada Polski jest gdzieś na drugim końcu miasta i nawet nie
dlatego, że przez ostatnie półtora miesiąca byłam całkiem wyłączona z polskiego
życia politycznego. Głównym powodem było to, że kiedy mijał termin zgłaszania
chęci zagłosowania poza granicami kraju, to ja byłam gdzieś między bombą na
pokładzie, a uprowadzeniem samolotu przez terrorystów. Ale na następne obiecuję
iść J
Pierwsza pomoc,
to bardzo ciekawy dział szkolenia. Bo o ile sytuacje awaryjne mogą nam się (mam
nadzieję) podczas całej katarskiej kariery nie przytrafić, o tyle zasłabnięcia,
złamania, choroby lokomocyjne itp. zdarzają się w każdym locie. Poza tym taka
wiedza mi już zostanie. Wiem już jak postępować w przypadku ataku padaczki,
ataku serca, kamieni nerkowych, dławicy piersiowej i jeszcze kilku innych. Opatrunki,
lekarstwa, działanie w nagłych sytuacjach – na jutro w małym palcu. Kolejny
egzamin przede mną - teoretyczny i praktyczny.
Dziś był ostatni
dzień pierwszej pomocy. Na koniec dnia Annaline, nasza instruktorka, uczyła nas
jak odebrać poród na pokładzie samolotu. Średnio taka sytuacja zdarza się kilka
razy w roku. Dwa lata temu na pokładzie QA przyszło na świat troje dzieci, w
zeszłym roku też trójeczka. W tym roku jeszcze żadne, więc pewnie gdzieś tam
chodzą po świecie trzy ciężarne kobiety, które czekają na właściwy lot przed
końcem roku ;) Strzeżcie się więc wszystkie stewardessy QA, średnia musi być
zachowana.
Batch 632 + Annaline + Mr. Jones |
Ale wracam do
dzisiejszego treningu. Najpierw teoria, potem praktyka na manekinie, a na
koniec Annaline zaserwowała nam film z narodzin dziecka. Z perspektywy lekarza…
Cóż, jak by to powiedzieć… nie żeby odechciało mi się dzieci tak zupełnie, ale nie
koniecznie chciałam wiedzieć już teraz jak to wygląda. I to z takimi
szczegółami. I naprawdę, chylę czoła przed każdą mamą na tym świecie. A zaraz
potem – przed ludźmi, którzy z własnej, nieprzymuszonej woli wybierają zawód
lekarza ginekologa/położnika, czy kto tam jeszcze stoi po drugiej stronie
łóżka.
Ciekawe jak grupy
szkolących się chłopaków – stewardów przeżywają ten filmik ;)
Czas biegnie
bardzo szybko. Zostało nam jeszcze tylko kilka dni szkolenia. Jutro egzamin z
pierwszej pomocy - teoria, później opatrunki, bandażowanie i sztuczne oddychanie w praktyce. Na znanym już nam manekinie, którego nazwałyśmy Mr. Jones.
We wtorek sprawy
organizacyjne, czyli co dokładnie się robi przed każdym lotem, jak działa
system rezerwowania lotów, itp.
Od środy
zaczynamy nosić mundurki! Żegnaj czarna marynarko i biała bluzko! Czas
wprowadzić trochę kolorów, a konkretnie jednego, burgundowego. W środę mamy
przypomnienie Cabin Services, żeby czasem gafy nie popełnić podczas pierwszych
lotów.
Czwartek – WINGS DAY!
Czyli wręczenie złotych skrzydełek z własnym imieniem, które dumnie będziemy
mogły nosić na piersi. Do tego ciasto na zakończenie treningu i wspólne zdjęcie
z CEO, Mr. Akbar Al. Baker.
Piątek – tym razem
nie będzie wolny. Lecimy do Dubaju na zajęcia praktyczne. Znajdują się tam
symulatory Airbusów, z czego jeden w ogromnym basenie. Będziemy ćwiczyć
sytuacje awaryjne i ewakuacje, włącznie z wodowaniem, skakaniem do wody w
kamizelkach ratunkowych i wdrapywaniem się na tratwę ratowniczą. Na pewno
będzie ciekawie, obiecuję też wrzucić kilka zdjęć.
Sobotę dają nam
wolną, na niedzielę zaplanowane jest dwugodzinne przemówienie CEO, a w
poniedziałek – pierwszy lot! Tak naprawdę dopiero teraz zabawa się zacznie.
to wszystko jest takie interesujące! nawet ten poród ;P chcę to wszystko przeżyć jak Ty ;P
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki :*****