Cabin Services to był pikuś w porównaniu z tym, co się dzieje na SEP. Tam przy nauce obsługi baru mogliśmy przynajmniej się czegoś napić (oczywiście bezalkoholowego), przy nauce serwowania śniadania, lunchu, obiadu, czy ciepłej przekąski mogłyśmy to później wszystko zjeść, świeżo podgrzane :) Poniżej zdjęcia z ćwiczeń z serwowania przekąski Warm Sandwich.
A teraz od nowej technicznej terminologii głowa mi pęka i język się łamie. Że nie wspomnę o samym przedmiocie tego działu – sytuacje awaryjne. Tutaj nie można popełnić błędu. Przy Cabin Service jak zapomnisz podać serwetki albo podasz nie tą ręką co trzeba, to tak naprawdę nic się nie stanie (o ile na pokładzie nie będzie „szpiega”, który będzie sprawdzał jak się sprawuję). Jeśli przy zasadach bezpieczeństwa ominie się jeden krok, może się z tego zrobić katastrofa. Dlatego kładą tak wielki nacisk na tą część szkolenia.
Okazuje się, że sceny filmowe, gdzie pasażera wysysa przez okno, czy dziurę w samolocie nie są wcale zmyślone. Może trochę przesadzone, bo wiadomo, hollywoodzkie kino lubi pokazywać kraksy z wielkim rozmachem. Ale niestety jest to możliwe. Raczej żadna z nas nie chciałaby się zmagać z pożarem na pokładzie, a już na pewno nie z dekompresją. Na szczęście ten drugi przypadek zdarzył się tylko raz w historii Qatar Airways w ciągu ostatnich 14 lat, więc jest szansa, że teoria pozostanie teorią. Ale żeby nie było za wesoło – w co drugim locie będziemy zmagać się z jakąś niebezpieczną sytuacją. Mogą to być za równo ostre turbulencje, jak i pasażer popalający papieroska cichaczem w łazience. Swoją drogą w tego drugiego nie radziłabym próbować. W QA nie ma przebacz dla palaczy. Przez cały lot grzecznie im się przypomina, że palenie jest surowo wzbronione, a jeśli znajdzie się odważny (albo raczej zdesperowany), może być pewny, że po wylądowaniu na lotnisku będzie czekać na niego ochrona. Stamtąd albo za kraty (bo złamanie tego przepisu jest obrazą dla państwa Kataru) albo horrendalnie wysoka kara.
Z innych ciekawych przepisów warto napisać, że na pokładzie mogą przebywać dwa rozdaje zwierząt: psy (tylko jeśli są przewodnikiem osoby niewidomej) i… sokoły. Tak, sokoły. Może ich być maksymalnie 6 na pokładzie podczas jednego lotu. Okazuje się, że bogaci arabowie kupują sobie te ptaki za ogromne kwoty i trzymają jako zwierzątka domowe. Oczywiste jest więc, że wybierając się w podróż, chcą zabrać swoje zwierzątko ze sobą. Od razu zaczęłyśmy z dziewczynami żartować i pytać, czy taki sokół ma swoją kartę pokładową albo czy podczas dekompresji przysługuje mu maska tlenowa. Ale jedyne co możemy dla niego zrobić podczas sytuacji awaryjnej, to schować w toalecie :D
Jeden dzień szkolenia był dość przerażający. Mówiliśmy o niebezpieczeństwach takich jak porwania, bomby na pokładzie, itp. Muszę powiedzieć, że trochę nas ten temat wystraszył. Manosh opowiedział kilka historii z życia wziętych. I każdej z nas przeszła przez głowę myśl o powrocie do domu. Jeśli na przykład (nie daj Boże) powtórzy się sytuacja z 11 września 2001 nad terytorium USA, wojsko bez namysłu zestrzeli taki samolot. Po tamtych wydarzeniach wprowadzono przepis, który pozwala na wybranie mniejszego zła. Poświęcenie życia 350 pasażerów jest w tym momencie lepsze, niż śmierć 2000 ludzi na ziemi.
Ale ja twarda jestem! Nie dam się, nic mnie nie odstraszy ;)
Jestem już po pierwszym egzaminie z SEP. Zdany na 98%. Jeden błąd. Nie jest źle.
Po teście pojechałyśmy gdzieś poza miasto, do ośrodka, gdzie przeprowadza się kursy przeciwpożarowe itp. Dostałyśmy po pięknym, szarym kombinezonie (mi przypadł rozmiar 44, gdzie normalnie noszę 38, ale nie było wielkiego wyboru). Wszystko znamy już w teorii, teraz czas na praktykę. Każda musiała ugasić pożar piekarnika i pożar w łazience. Ogień był prawdziwy, ale nie wielki. Taki, który można zgasić w kilka sekund małą gaśnicą. Zajęcia się nam bardzo podobały, bawiłyśmy się przy tym świetnie. Na koniec instruktor zaprezentował nam pożar w kabinie, dokładnie takiej wielkości, jakie mamy w samolotach. To niesamowite, jak szybko kabina wypełnia się dymem. Najpierw gęsta, czarna chmura zawisła pod sufitem, potem zaczęło jej przybywać i schodziła coraz niżej. Potrzeba dosłownie kilkunastu sekund, żeby połowa całego pomieszczenia wypełniła się dymem. To dlatego pasażerów trzeba wtedy „rzucić na kolana”, bo właśnie przy podłodze jest najlepsza widoczność.
Nie zawsze trzeba być na pierwszym planie ;)
Żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia przed tym ośrodkiem, bo dookoła była tylko piaszczysta pustynia. Pomyślałam wtedy, że gdyby mnie na takiej zostawili, to szanse na przeżycie niewielkie. Przypomniała mi się też bajka „RANGO” i hasło ‘Blend in!’ :) Polecam!
Pojutrze miałyśmy jechać na jedną z publicznych plaż, ale dziś się dowiedziałyśmy, że bikini jest tam zabronione. Ok., zawsze można ubrać jednoczęściowy strój kąpielowy. Ale nie tutaj. Taki też jest zabroniony na plaży publicznej. To jak inaczej to zrobić?! Pozostaje chyba ubrać się jak płetwonurek :P Jest jeszcze inne rozwiązanie i chyba z tego skorzystamy. Trzeba wykupić wejście na prywatną plaże przy jednym z hoteli, wtedy będzie można i drinka z palemką się napić. A jako załoga QA mamy zniżki w wielu hotelach, więc na pewno będzie miło.
Pozdrawiam wszystkich, których męczą jesienne deszcze i chłody, a w szczególności mojego nowego czytelnika, który przez tyle czasu dbał o moje podniebienie każdego ranka!
:))))
Wyglądacie jak grupa szalonych sprzątaczy, włamywaczy :-)
OdpowiedzUsuńSnaco