Dobrze, przyznaję
się. Rozkleiłam się dzisiaj. Ale w końcu jestem tylko człowiekiem. Trzymałam
się cały miesiąc, dziewczyny dookoła tęskniły, płakały, chciały wracać do
swoich bliskich. Ja też tęsknię, oczywiście, że tak. Ale przeżywam to na swój
sposób. Poza tym życie nie raz już mi pokazało, że trzeba być twardym, a nie
„miętkim” ;)
Moje urodziny
zaczęły się już kilka minut po północy, kiedy siedziałam nad książkami w swoim
pokoju i usłyszałam, jak do mieszkania wchodzą dziewczyny, uciszając się
nawzajem. Spodziewałam się tego, bo każdej dziewczynie obchodzącej urodziny
robimy taką niespodziankę. Więc i tym razem tak było, całe towarzystwo
wparowało do mnie do pokoju z tortem czekoladowym z napisem „HAPPY BIRTHDAY
MARTYNA” i angielską wersją „Sto lat” na ustach (zdjęcia wrzucę następnym razem, bo nie zgrałam ich jeszcze od dziewczyn). Życzenie zostało pomyślane,
świeczki zdmuchnięte i impreza przeniosła się do wcześniej przygotowanego
pokoju Marylene. A ponieważ świeczki na torcie były z tych, co to po
zdmuchnięciu zapalają się z powrotem, pozwoliłam sobie pomyśleć jeszcze jedno
życzenie i zdmuchnąć je jeszcze raz. Zobaczymy, które się spełni. A jeśli
spełnią się oba, to już w ogóle będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
W budynku
szkoleniowym też czekała mnie miła niespodzianka. Przez cały kurs mamy na
swoich ławkach kartki ze swoim imieniem. Pozwala to szybciej zapamiętać imiona
i ułatwia pracę instruktorom, którzy przecież mają sporo imion w różnych
grupach do zapamiętania. Kiedy weszłam dziś rano do sali, odszukałam swoją
karteczkę, znalazłam na niej napis „Happy Birthday!” od Manosha, naszego
instruktora SEP. Mały gest, a jaki miły. Później w ciągu dnia, kiedy byłyśmy
przy symulatorze drzwi Airbusa A330 i trenowałyśmy awaryjne otwieranie i
ewakuację, do sali wszedł Zenos, nasz poprzedni instruktor Cabin Services, z
którym się bardzo zaprzyjaźniłyśmy. Odszukał mnie wśród dziewczyn, podszedł i
złożył życzenia! Bardzo byłam zaskoczona, po pierwsze dlatego, że pamiętał, a
po drugie, że przyszedł specjalnie po to :)
Po powrocie do
mieszkania czekało na mnie mnóstwo wiadomości – w telefonie, na mailu, na
Facebooku, nawet Skype poszedł w ruch. Wszystko to wzięte razem sprawiło, że
się wzruszyłam, a wiadomość od Michała (tak Serek, o Tobie mówię) przepełniła
czarę – rozkleiłam się jak przysłowiowa baba. Ale to było takie miłe rozklejenie
;) Bo wiem, że gdzieś tam daleko jest tyle ludzi, życzących mi jak najlepiej i
trzymających za mnie kciuki, że musi mi się udać! Zresztą i tak uważam, że już
mi się udało.
Dziękuję za to,
że jesteście!
Reszta dnia
przebiegła spokojnie, bo przed nami ważny moment – zakończenie części szkolenia
dotyczącej bezpieczeństwa. Wszystkie dziewczyny siedzą w pokojach i się uczą,
więc wyjścia żadnego nie było (spokojnie, przyjdzie czas – odbijemy sobie).
Jutro egzamin z Airbusa A330, a kolejne dwa dni to egzaminy praktyczne. Coś
takiego jak u nas egzamin ustny i dodatkowo do tego procedury ewakuacyjne,
czyli wygibasy, jak na filmiku. Myślę, że wiecie, o co poproszę.. J Kciuki, kciuki, kciuki….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz