Weekend! To znaczy czwartek wieczór, prawie to samo ;)
Ten tydzień dał mi trochę w kość. Nauki sporo, snu mało, a przede mną jeszcze tyle pracy. Kolejny egzamin za 3 dni. Sam pisemny egzamin nie jest właściwie trudny. Przy takiej ilości czasu, jaką my poświęcamy na naukę, trzeba by naprawdę się postarać, żeby nie zdać. Próg zaliczenia to 86%. Pamiętam, że kiedyś wystarczyło 30%, żeby zdać jakikolwiek egzamin. W LO trzeba było mieć już 50%, na studiach 75%, a teraz 86% - poprzeczka idzie coraz wyżej ;)
Ale nie o nauce tym razem. Jako że jutro upragniony, wolny piątek - dziś można było się popołudniu zrelaksować i odpuścić naukę. Plażowanie też nie wypaliło, bo jak pisałam wcześniej, co to za plażowanie, kiedy nawet ramion nie można odkryć, bo są za "gołe". Dlatego dzisiaj Shubham (chłopak jednej z koleżanek) zabrał nas na miasto, żeby pokazać nam kilka urokliwych miejsc. Shubham pracuje dla QA już od 4 lat, więc przy okazji wypytałyśmy go o kilka rzeczy. Okazuje się, że szkolenie na Boeingi umożliwiające najdalsze loty można mieć już po 2 - 3 miesiącach latania. Wszystko zależy od tego, jak się będziemy sprawować na pokładzie. A październikowy roaster (miesięczny rozkład lotów dla każdego członka załogi) powinien pojawić się 24 września, czyli już za tydzień będę wiedziała, jakie będą moje obserwacyjne loty i dokąd mnie wyślą jeszcze w październiku :)))
A dziś pojechaliśmy na Pearl of Qatar - sztuczną wyspę Kataru.
Projekt ma być skończony w 2012 roku, więc już znaczna część wyspy jest oddana do użytku. Na wyspie znajduje się szereg drogich butików światowych marek, drogie apartamentowce z widokiem na morze i wille, które zamiast miejsca parkingowego w garażu mają przypisane miejsce w przystanie na jacht. Zrobiliśmy sobie krótki spacer promenadą, ale powiem szczerze, że spodziewałam się bardziej zapierających dech w piersiach widoków. Chociaż gdyby spędzić tam trochę więcej czasu, to i takie by się znalazło.
Stamtąd udaliśmy się do innego miejsca - KATARA Cultural and Heritage Village. Byłam, w zasadzie nadal jestem tym miejscem zachwycona! Kompleks wielu budynków, w których znajdują się muzea, wystawy, sklepy, kawiarnie, restauracje - wszystko, czego dusza zapragnie. Po środku jest ogromny amfiteatr, jest też Akademia Muzyczna, filharmonia, opera i wiele, wiele innych. Plaża, którą widać na zdjęciach jest prywatna, więc nie mieliśmy na nią wstępu. Usiedliśmy sobie w kawiarni, zjedliśmy porcję lodów, po godzinie 18 szybko się ściemniło i wtedy ukazał się cały urok tego miejsca. MAGICZNE! To najlepsze słowo, które mi teraz przychodzi do głowy. Po całym kompleksie jeżdżą meleksy, oferujące przejażdżkę (darmową na terenie obiektu). Zdjęcia nie są najlepszej jakości i nawet w małym stopniu nie oddają piękna tego miejsca, ale może chociaż troszeczkę przybliżą Wam to, o czym mówię.
Więcej zdjęć w albumie:
Dobrze mieć tu kogoś, kto zna już trochę miasto, wie gzie pojechać i co pokazać. Po zaliczeniu całego kursu jesteśmy już umówieni całą czwórką na wycieczkę na safari i przejażdżkę na wielbłądzie :)
No tak, zapomniałam też wspomnieć, że zaczęli instalację internetu w naszym budynku. W końcu! Instalują w żółwim tempie, dwa, maksymalnie cztery mieszkania w ciągu dnia. Nie wiem jakie mają kryterium, czy liczy się kolejność zgłoszeń, czy coś innego. Ja cały czas grzecznie czekam na telefon od sieci Qtel (to taka katarska "tepsa") z datą instalacji u mnie. Sąsiadka za ścianą - szczęściara - dostała internet jako pierwsza i udostępniła mi hasło, więc mogę korzystać z internetu ze swojej sypialni :) Sygnał słaby, bo słaby, ale JEST! Nie będzie już trzeba za każdym razem zasuwać z laptopem do Gloria Jean's Coffee. Chociaż i tak się tam niedługo wybiorę, bo muszę kupić jeszcze jedną kawę, żeby kolejną dostać za darmo. Tak, jeszcze mi zostało polskie, a nawet bym powiedziała krakowskie myślenie ;)
Ten tydzień dał mi trochę w kość. Nauki sporo, snu mało, a przede mną jeszcze tyle pracy. Kolejny egzamin za 3 dni. Sam pisemny egzamin nie jest właściwie trudny. Przy takiej ilości czasu, jaką my poświęcamy na naukę, trzeba by naprawdę się postarać, żeby nie zdać. Próg zaliczenia to 86%. Pamiętam, że kiedyś wystarczyło 30%, żeby zdać jakikolwiek egzamin. W LO trzeba było mieć już 50%, na studiach 75%, a teraz 86% - poprzeczka idzie coraz wyżej ;)
Ale nie o nauce tym razem. Jako że jutro upragniony, wolny piątek - dziś można było się popołudniu zrelaksować i odpuścić naukę. Plażowanie też nie wypaliło, bo jak pisałam wcześniej, co to za plażowanie, kiedy nawet ramion nie można odkryć, bo są za "gołe". Dlatego dzisiaj Shubham (chłopak jednej z koleżanek) zabrał nas na miasto, żeby pokazać nam kilka urokliwych miejsc. Shubham pracuje dla QA już od 4 lat, więc przy okazji wypytałyśmy go o kilka rzeczy. Okazuje się, że szkolenie na Boeingi umożliwiające najdalsze loty można mieć już po 2 - 3 miesiącach latania. Wszystko zależy od tego, jak się będziemy sprawować na pokładzie. A październikowy roaster (miesięczny rozkład lotów dla każdego członka załogi) powinien pojawić się 24 września, czyli już za tydzień będę wiedziała, jakie będą moje obserwacyjne loty i dokąd mnie wyślą jeszcze w październiku :)))
A dziś pojechaliśmy na Pearl of Qatar - sztuczną wyspę Kataru.
Projekt ma być skończony w 2012 roku, więc już znaczna część wyspy jest oddana do użytku. Na wyspie znajduje się szereg drogich butików światowych marek, drogie apartamentowce z widokiem na morze i wille, które zamiast miejsca parkingowego w garażu mają przypisane miejsce w przystanie na jacht. Zrobiliśmy sobie krótki spacer promenadą, ale powiem szczerze, że spodziewałam się bardziej zapierających dech w piersiach widoków. Chociaż gdyby spędzić tam trochę więcej czasu, to i takie by się znalazło.
Stamtąd udaliśmy się do innego miejsca - KATARA Cultural and Heritage Village. Byłam, w zasadzie nadal jestem tym miejscem zachwycona! Kompleks wielu budynków, w których znajdują się muzea, wystawy, sklepy, kawiarnie, restauracje - wszystko, czego dusza zapragnie. Po środku jest ogromny amfiteatr, jest też Akademia Muzyczna, filharmonia, opera i wiele, wiele innych. Plaża, którą widać na zdjęciach jest prywatna, więc nie mieliśmy na nią wstępu. Usiedliśmy sobie w kawiarni, zjedliśmy porcję lodów, po godzinie 18 szybko się ściemniło i wtedy ukazał się cały urok tego miejsca. MAGICZNE! To najlepsze słowo, które mi teraz przychodzi do głowy. Po całym kompleksie jeżdżą meleksy, oferujące przejażdżkę (darmową na terenie obiektu). Zdjęcia nie są najlepszej jakości i nawet w małym stopniu nie oddają piękna tego miejsca, ale może chociaż troszeczkę przybliżą Wam to, o czym mówię.
Więcej zdjęć w albumie:
Doha wieczorową porą 15.09.2011 |
Dobrze mieć tu kogoś, kto zna już trochę miasto, wie gzie pojechać i co pokazać. Po zaliczeniu całego kursu jesteśmy już umówieni całą czwórką na wycieczkę na safari i przejażdżkę na wielbłądzie :)
No tak, zapomniałam też wspomnieć, że zaczęli instalację internetu w naszym budynku. W końcu! Instalują w żółwim tempie, dwa, maksymalnie cztery mieszkania w ciągu dnia. Nie wiem jakie mają kryterium, czy liczy się kolejność zgłoszeń, czy coś innego. Ja cały czas grzecznie czekam na telefon od sieci Qtel (to taka katarska "tepsa") z datą instalacji u mnie. Sąsiadka za ścianą - szczęściara - dostała internet jako pierwsza i udostępniła mi hasło, więc mogę korzystać z internetu ze swojej sypialni :) Sygnał słaby, bo słaby, ale JEST! Nie będzie już trzeba za każdym razem zasuwać z laptopem do Gloria Jean's Coffee. Chociaż i tak się tam niedługo wybiorę, bo muszę kupić jeszcze jedną kawę, żeby kolejną dostać za darmo. Tak, jeszcze mi zostało polskie, a nawet bym powiedziała krakowskie myślenie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz