obraz

obraz

piątek, 9 września 2011

Piątek wolny

Mam dziś wolne, więc postanowiłam odespać cały poprzedni tydzień. Ale jednak spanie do południa nie jest dobrym pomysłem i w cale nie dlatego, że reszta dnia ucieka o wiele szybciej. O godzinie 12 woda w zbiornikach na dachu jest już tak nagrzana, że aż parzy! Zdążyłam się szybciutko umyć, ale już do mycia zębów musiałam wziąć wodę mineralną, bo inaczej poparzyłabym sobie całą buzię.


Na zdjęciu - zbiornik z wodą na dachu jakiegoś bunkra przed naszym mieszkaniem ;)


Od dwóch dni dosyć mocno u nas wieje. Chyba jesień idzie :P Co nie oznacza, że temperatura spadła, o nie. Cały czas mamy po 40 stopni w ciągu dnia i 35 w nocy. Różnica polega na tym, że idąc ulicą można dostać piachem po oczach od czasu do czasu. Ale nie ma co narzekać, słyszałam, że w Polsce prawdziwa jesienna pogoda, a temperatura zaczyna się od jedynki z przodu, więc w tym momencie Doha to zdecydowanie lepsze miejsce dla mnie. Zawsze to powtarzałam, że wolę się pocić, niż marznąć.

Czwartki są chyba jednak lepsze, niż piątki. A to dlatego, że po powrocie ze szkolenia nie ma świadomości, że trzeba się uczyć. Mało tego, można wyjść na miasto, a po powrocie o 22 imprezować w jednym z mieszkań, nie martwiąc się o to, że wcześnie rano trzeba wstać. Już po raz drugi udało nam się zorganizować wyjście całą 17-osobową grupą. A w Krakowie był zawsze problem z frekwencją powyżej 3 osób (dodaję na razie tylko kilka zdjęć, resztę muszę zgrać od dziewczyn). Za to w piątek, jak już wstanę w połowie dnia, zjem śniadanie, to cały czas chodzi za mną myśl, że już powinnam siadać do nauki. Zwłaszcza że dział, który teraz zaczęliśmy będzie dosyć trudny. Oprócz ogromu wiedzy do przyswojenia i faktu, że niektóre rzeczy będzie trzeba wykuć na blachę, słowo w słowo z podręcznika, dochodzi jeszcze język angielski. Sporo nowej terminologii, typowej dla tego tematu. Bo jak powiedział nasz nowy instruktor – Manosh – każdy sprzęt, każdy element sprzętu i czynność, jaką trzeba wykonać mają swoją nazwę, więc nie można swoimi słowami opowiedzieć, np. co robić w wypadku pożaru na pokładzie. Na to jest spisana procedura i koniec. Na tą część szkolenia kładą duży nacisk. Wszystko po to, by w razie niebezpiecznej sytuacji nie zastanawiać się „Kurcze, co tam było w punkcie trzecim? Co trzeba było dalej zrobić?” tylko automatycznie zadziałać według wcześniej wykutej instrukcji. Zajęcia praktyczne w tym temacie mogą być ciekawe, kiedy trzeba będzie wykrzyczeć wszystkie te komendy ewakuacyjne: OPEN SEAT BELTS!! LIFEJACKET ON!!
Po trzech dniach nauki zasad ogólnych będzie egzamin (13.09). Tego samego dnia też będą zajęcia Real Fire Fighting (walka z prawdziwym ogniem). Zapowiada się ciekawie J. Później cztery dni nauki bezpieczeństwa w Airbusie A320 i egzamin (19.09). Jeden dzień na Airbus A319 i A321, trzy dni na największy, jakim na razie będę mogła latać – Airbus A330. Kolejny egzamin (25.09), po nim sprawdzenie naszych praktycznych umiejętności  (2 dni), w międzyczasie dostaniemy swoje mundurki!!! W tej części szkolenia poznamy też techniki obezwładniania niegrzecznych pasażerów ;) i podstawowe zasady działania w sytuacjach ekstremalnych, np. bomba na pokładzie. Kolejny dział (Pierwsza Pomoc) zacznie się 5 października. Wszystko to zapowiada się bardzo ciekawie, ale mam nadzieję, że nie będę miała wielu okazji, żeby ją później stosować w praktyce.





I które oczka są najbardziej zielone? ;)


Cała nasza grupa 632 + najzabawniejszy instruktor na świecie :)

3 komentarze:

  1. trochę masz tych egzaminów ;) nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć Was wszystkie w mundurkach! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No biorąc pod uwagę Twoje kungfiaste doświadczenie to raczej nie powinnaś mieć problemów z obezwładnianiem krewkich pasażerów:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń