obraz

obraz

środa, 30 stycznia 2013

Luty... A to wszystko przez Boeinga!

Zazwyczaj grafik na kolejny miesiąc pojawia się około 22-23 dnia miesiąca. Oczywiście zawsze bardzo na to czekamy. Tym razem jednak musieliśmy poczekać kilka dni dłużej. Spośród kilkutysięcznej załogi Qatar Airways tylko część jest przeszkolona na nowe Boeingi 787 (Dreamliner), które powinny być Wam znane, bo LOT też takie zakupił. Nie będę się chwalić, że my mamy ładniejsze, bo wnętrze zostało wykonane na specjalne zamówienie QA :p W każdym razie okazało się, że pojawiają się jakieś problemy techniczne i loty wszystkimi Dreamlinerami musiały zostać wstrzymane. Dlatego i nasz grafik wyszedł później, bo trzeba go było w ostatniej chwili przerabiać.





Zdjęcia zaczerpnięte z tej strony.

Mam grafik przed sobą, ale i tak dużo z niego nie wiem, bo mam zaledwie cztery loty i pełno SBY. Ale jest Warszawa, więc już mi wystarczy. Ogórki kiszone się skończyły, więc trzeba do Polski skoczyć ;)

31-02 - Perth, Australia
03-06 - OFF
07-10 - SBY
11-12 - OFF
13-16 - SBY
17-18 - Manila, Filipiny
19 - OFF
20 - REST
21-22 - Warszawa, Polska
23 - REST
24 - Dubaj, UAE
25-28 - SBY

Za dużo latania to tu nie ma, ale cała nadzieja w ośmiu SBY ;) 



wtorek, 29 stycznia 2013

Lot do Pekinu

Czas się ocknąć po urlopie i zabrać do pracy! Pierwszy dłuższy lot po wolnym (nie liczę ekspresowego Bahrajnu), wchodzę na pokład, a tu same zmiany! Cukier w czarnych tubkach, ręczniki odświeżające - inne, podkładki papierowe pod tacę białe z czerwoną cebulą albo orzeszkami na boku - no co to się porobiło? Dwa tygodnie i człowiek wypada z obiegu. Ale nie ma się co martwić, firma zadbała o to, żebym szybko wbiła się w rytm i dała mu 6 dni pracujących pod rząd (oczywiście z wymaganym odpoczynkiem pomiędzy).

Lot do Pekinu nie był tak męczący, jak się spodziewałam. Co prawda ponad 7 godzin, pasażerowie niezbyt wymagający, ale lot był przed południem, więc można się było porządnie wcześniej wyspać. Pasażerowie w 90% to Chińczycy zw znikomą albo zerową znajomością angielskiego. Trójka z nich mnie bardzo rozbawiła jeszcze przed startem.  Trzech dorosłych facetów w przedziale wiekowym 40-50. Podróżowali razem, ale siedzenia przypadły im w osobnych rzędach. Każdemu z osobna wskazałam, gdzie jest jego miejsce według biletu. Kiedy zajęłam się innymi pasażerami, panowie znaleźli sobie jeden pusty rząd i usiedli tam razem. Oczywiście nie zabraniamy takich przesiadek, o ile boarding jest zakończony i mamy pewność, że żaden pasażer nie przyjdzie właśnie z tą miejscówką. Tym razem czekaliśmy jeszcze na kilku spóźnialskich. Migrujący panowie, kiedy obok nich przechodziłam, siedzieli grzecznie bez ruchu, z lekkimi uśmieszkami, przykurczonymi ramionami, wzrok wbity we mnie, a wyraz twarzy małych chłopców, którzy właśnie coś przeskrobali i czekają, czy zauważę, czy nie. Tak mnie to rozbawiło, że nie mogłam się powstrzymać, przechyliłam głowę, uśmiechnęłam się i posłałam im matczyne spojrzenie w stylu "oj, dzieci, dzieci". Przyszedł później jeden delikwent z miejscówką przy oknie, ale nie miał nic przeciwko zmianie rzędu na inny, więc cała trójka została razem przez cały lot. Podczas serwowania posiłku, z tymi samymi uśmieszkami wskazywali palcem na butelkę wódki. Zero zrozumienia, kiedy pytałam, czy na pewno chcą samą wódkę. Ale się zlitowałam i żeby ich nie ścięło z nóg, dostali drinka z sokiem pomarańczowym i lodem. Kiedy zobaczyli w środku plasterek pomarańczy, cieszyli się tak, jakby dostali co najmniej egzotycznego drinka z palemką. Jak ja lubię kiedy wszyscy są zadowoleni! Jako pamiątkę z tego lotu mam jeszcze swoje imię zapisane po koreańsku od jednej dziewczyny z załogi.

"Martina" zapisane po koreańsku

Podczas lotu powrotnego było równie spokojnie, ale tym razem już trochę się dłużyło. Droga powrotna zajmuje prawie 9 godzin i chociaż mieliśmy prawie komplet pasażerów, szybko uwinęliśmy się z posiłkami. Oprócz standardowych przełożonych (CS i CSD) mieliśmy też wśród załogi checkera, czyli osobę, która sprawdza pracę naszych przełożonych. Tym razem postanowiła, że sprawdzi nie tylko pracę przełożonych, ale i załogę. Spośród 15 osób wybrała 6 i zgadnijcie czyj szczęśliwy numerek znalazł się na liście do odpytywania. Ale nie ma co narzekać, poszło mi całkiem dobrze. Kolejny "sprawdzian" zaliczony. Wróciłam na swoje miejsce pracy pracy, do końca lotu zostały cztery godziny. Włączyłam się więc do rozmowy dwóch dziewczyn z Malezji i Chorwacji. Malezyjka opowiadała o kłótni ze swoim chłopakiem. Poszło o to, że dziewczyna chce sobie kupić zegarek firmy Rolex. Jej chłopak bardzo się oburzył, że dziewczyna chce na to wydać wszystkie swoje oszczędności. Kiedy doszło do ceny i usłyszałam 200000 QR (170 tys. zł), zapytałam z niedowierzaniem -Ile?! - 200 tys. - Za zegarek?! - Za Rolexa!!!! - odpowiedziały obie równocześnie, patrząc na mnie z wyrzutem. - Ok, przepraszam - powiedziałam podnosząc obie ręce w "poddającym się" geście. Wyłączyłam się z rozmowy równie szybko, jak do niej weszłam. Chyba nigdy tego nie zrozumiem. Za takie pieniądze można mieć nie byle jaki samochód, pół mieszkania w Krakowie albo nie wiem co jeszcze. Ale przecież to Rolex.. Słyszałam jak później rozmowa zeszła na temat "Powiedziałam chłopakowi, że jak się chce ze mną żenić, to tylko diamenty, 3 karaty minimum!". Wtedy wyłączyłam się całkiem i poszłam do kabiny sprawdzić, jak się śpi moim pasażerom.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Komentarz #2

Ostatni wpis wywołał sporą dyskusję. Zanim wrócę do mojego "normalnego" stylu pisania bloga, odpowiem jeszcze na pytania, które ktoś chce wyjaśnić. Od razu mówię, że odpowiadam według tego, co ja usłyszałam podczas treningu od instruktorów plus ze swojego doświadczenia, dlatego jeśli ktoś się z tym nie zgadza, to  zachęcam do komentarza (najlepiej z wyjaśnieniem skąd ma inną informację).


1) Ile czasu przed lotem trzeba być w swoim mieszkaniu?
Tak zwany minimum rest, który obowiązuje przed każdym lotem, niezależnie od miejsca, do którego się leci, zaczyna się 12 godzin przed reporting time, czyli godziną, kiedy musimy się stawić na briefingu przed lotem. Podczas tych 12 godzin można wyjść na krótki czas, jeśli ma się powód, np. odebrać mundur z pralni, zrobić szybkie zakupy spożywcze, czy wyjść do apteki.

2) Kiedy można mieć gości?
Kiedy tylko masz dzień wolny, w godzinach 7-22. Nie można mieć gości w czasie minimum rest, czy stand by.

3) Czy można opuszczać hotel samemu, bez pozwolenia?
Oczywiście, że tak. Pozwolenie na wyjście nie jest potrzebne. Ważne, żeby wrócić na czas.

4) O której trzeba wrócić do swojego mieszkania i czy pod żadnym pozorem nie można go opuścić?
Kiedy ma się dzień wolny, do mieszkania trzeba wrócić o godzinie 3.30, ponownie wyjść można o 7 rano. Jest kilka okoliczności, kiedy można opuścić mieszkanie, np. kiedy w nagłym przypadku musimy się udać do szpitala albo na przykład, tak jak ja to ostatnio zrobiłam, kiedy chcemy odwieźć mamę na lotnisko wcześnie rano. Ale takie wyjście trzeba udokumentować. W pierwszym przypadku na pewno będzie potrzebny papier ze szpitala, a w drugim trzeba zgłosić się do biura przed faktem i powiedzieć o swoim zamiarze. Odnotowują wtedy, że tego i tego dnia wyjście przed 7 rano jest dozwolone.

5) Czy skarga pasażera jest równoznaczna ze zwolnieniem z pracy?
Nie. Wszystko zależy od przypadku. Najlepiej sprawę rozwiązywać jeszcze na pokładzie. Jeśli pasażer jest z jakiegoś powodu z ciebie niezadowolony, przełożony CS pójdzie z nim porozmawiać, przeprosić i spróbuje go udobruchać. Cała sytuacja jest szczegółowo opisywana w raporcie do biura, łącznie z tym, co zostało zrobione w celu przeproszenia i zadowolenia pasażera. Czasami ktoś po prostu ma zły dzień i jakiś błąd z naszej strony może być kroplą, która przepełniła jego czarę i wtedy cała złość jest wyładowana na nas. Zwolnienie z pracy jest formą ostateczną, wcześniej można dostać np. pismo ostrzegawcze. Co innego, jeśli na przykład ty się zdenerwujesz i z premedytacją wylejesz pasażerowi szklankę wody na głowę, wtedy możesz mieć pewność, że po powrocie będzie na ciebie czekał bilet do domu. W jedną stronę.

6) Czy można się umawiać na randki i zawierać ślub?
Związki - tak, o ile jednocześnie przestrzega się wszystkich zasad. Nie można zapominać, że Katar jest krajem muzułmańskim, więc wiele zakazów w tym kierunku wychodzi ze strony samego państwa. Ale i tak wszystkie tyczą się okazywania uczuć publicznie, nikt nie sprawdza, co robisz w domu.
Małżeństwo - nie. Przynajmniej przez pierwsze 5 lat. Taka informacja jest podawana już podczas rekrutacji. Można poprosić o zgodę na małżeństwo przed upływem 5 lat, ale z odpowiedzią niestety bywa różnie. Można natomiast zacząć pracę będąc już zamężnym/żonatym. Bycie singlem nie jest jednym z wymagań.

7) Czy można być zwolnionym bez powodu?
Nie. Jakiś powód zawsze musi być. Niestety często zdarza się tak, że ktoś nagina jedną z zasad i jest podkablowany do biura przez jednego ze współpracowników. Dlatego trzeba uważać, co się komu mówi (jeśli ma się coś do ukrycia).

8) Czy były problemy z niewypłaceniem wynagrodzenia?
Osobiście nie słyszałam o żadnym takim przypadku, nawet z opowieści i plotek przekazywanych z ust do ust podczas lotów. 


Mam nadzieję, że te odpowiedzi pomogą niektórym. Pozdrawiam wszystkich czytelników, nie tylko tych polskojęzycznych!

wtorek, 22 stycznia 2013

Komentarz

Urlop się skończył, wypoczęłam jak należy, wystarczy chodzenia po ziemi, trzeba znowu wzbić się w chmury! I tak już jeden stand by za mną, tym razem mnie nigdzie nie wyciągnęli. Drugiego dnia dali mi lot charytatywny do Bahrajnu, który przeleciał (dosłownie i w przenośni) w oka mgnieniu. Na kolejne dni wysyłają mnie do Chin, co mi się podoba, bo Zakazane Miasto w Pekinie ciągle jest do zaliczenia.

Przy poprzednim moim wpisie na blogu pojawił się komentarz od anonimowego czytelnika, w którym zawarty był link do obszernego artykułu na temat QA. Z owego artykułu wynika, że QA to zło, zło i jeszcze raz zło, bo... i tu szereg zarzutów, skarg i zażaleń. I powstaje pytanie: skoro z mojego blogu wynika, że to taka wspaniała praca, na jaką każdy chętny przygód i podróżowania powinien się zdecydować, a jednocześnie w internecie pojawia się mnóstwo artykułów i komentarzy na "nie" (przy czym ten podesłany mi w komentarzu jest najbardziej oskarżający, jaki do tej pory miałam okazję przeczytać), to o co chodzi?! Kto tu kłamie?!

Moi drodzy, nie od dziś wiadomo, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Osoba wyrzucona z pracy lub taka, która sama się zwolniła z takich, czy innych powodów, zawsze będzie mieć ukryte żale, które będą wypływać na wierzch przy każdym wspomnieniu danej firmy. Natomiast osoba pozytywnie nastawiona do życia (i pozytywnie "kopnięta", tak jak ja :P) będzie zadowolona z tego co ma, pomimo tego, że takie czy inne szczegóły się jej nie podobają, ale są do zaakceptowania. Podam kilka przykładów z artykułu.

Autor narzeka, że mieszkania, które firma zapewnia nie są wysokiej klasy wieżowcami z nie wiadomo jak cudnym widokiem, siłownią i basenem, co ponoć było obiecane podczas rekrutacji. Budynki są "co najwyżej 10 piętrowe", okolica niebezpieczna, a dziewczyny zaczepiane przez włóczących się dookoła podejrzanych ludzi. Po pierwsze, nikt nie obiecywał drapaczy chmur z basenem. Siłownia jest niewielka, ale wystarczająca, a i tak nie ma w niej nigdy tłumów. Wiadomo, że nikt za darmo nie będzie rozdawał mieszkań w najdroższej okolicy w mieście, więc jeśli ktoś się spodziewa widoku z okna na plażę, to owszem, będzie zawiedziony. Budynki rozmieszczone są po całym mieście, za wszystkie się nie mogę wypowiadać. Moja okolica jest spokojna i przyjemna. Prawda, że niektóre budynki mają za sąsiadów pracowników z Nepalu, Indii, czy innego Bangladeszu. Mężczyźni zostawiają swoje żony na miesiące i lata i przyjeżdżają tu do pracy. Nic więc dziwnego, że jak dziewczyny wybierają się na zakupy w obcisłych jeansach i szpilkach, to się panowie ślinią. Ale żeby któryś z nich zaczepiał - tego to nie słyszałam. Wystarczy trochę oleju w głowie. Jak ktoś wnosi pochodnię i baniak benzyny do lasu, to niech później nie płacze, że się poparzył.

Widok na moją okolicę

Do każdego budynku mieszkalnego wchodzi się za pomocą karty z czytnikiem. Każde wejście i wyjście jest więc automatycznie odnotowywane. Prawdą jest, że codziennie trzeba wrócić do swojego mieszkania najpóźniej o 3.30 w nocy. Ta reguła jest przedstawiana już podczas dnia rekrutacji. Jeśli nie jesteś w stanie jej zaakceptować, to nie aplikuj o pracę. Jeśli akceptujesz - to nie marudź. Cytat z artykułu: "So far, the most common reason for crew members losing their jobs is not adhering to the curfew rule". [Dotychczas najczęstszym powodem utraty pracy jest nieprzestrzeganie tej zasady] Oczywiście! I nie rozumiem, co w tym dziwnego. Jest ustalona zasada, na którą się zgadzasz. Łamiesz ją - ponosisz tego konsekwencje.

Część artykułu o związkach pomiędzy członkami załogi mnie rozbawiła. Wiadomo, nikt nie chce oglądać flirtującej ze sobą załogi, czy pokątnie wymienianych uśmieszków na pokładzie, bo takie zachowanie jest nieprofesjonalne. Ale żeby szpiegowali i sprawdzali kiedy, kto i jak często się odwiedza? A potem zwalniali oboje? Jedna wielka bzdura. Znam pary, które są ze sobą miesiące, lata i nic takiego miejsca nie miało.

Papierosy. QA ma zasadę "zero tolerancji" dla papierosów. Już kiedyś wspominałam o tym, co spotyka pasażera przyłapanego na paleniu w samolocie. Członek załogi (nie licząc pilotów) podpisując kontrakt przyznaje, że jest osobą niepalącą. Więc jeśli później zostanie przyłapany na paleniu, oznacza to, że skłamał przy podpisywaniu kontraktu. Dlatego jest to jednoczesne ze zwolnieniem z pracy. Ludzie z natury lubią kombinować i co sprytniejsi znajdują sposoby, jak obejść lub nagiąć denerwujące ich zasady. Ale to już na własne ryzyko. Jednym się udaje, innym nie.

Mogłabym tak komentować każdy akapit po kolei, bo w artykule jest wiele informacji, które są śmieszne, z którymi się nie zgadzam, albo które są po prostu czymś normalnym, a nie czymś, na co się narzeka. Ale nie w tym rzecz. Chodzi o to, że wszystko zależy od tego, jak się na sytuację spojrzy i jak się do tego nastawi. I to powtarzam każdemu, który próbuje mi zepsuć humor podczas lotu narzekając na Katar i na QA. Nie podoba się? Nikt tu na siłę nie trzyma, nikt nie zmusza do przyjechania tutaj i do rozpoczęcia zupełnie nowego rozdziału w życiu. Ja mogę się tylko wypowiadać za siebie i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że decyzja o wyjeździe do Kataru i podjęciu tej pracy była jedną z najlepszych decyzji w moim życiu.

Pozdrawiam wszystkich zadowolonych i niezadowolonych. 

czwartek, 10 stycznia 2013

Szczęśliwego Nowego Roku!

I jak tam nowy rok, Szanowni Państwo? Dla mnie zaczął się on zupełnie inaczej, niż do tej pory, ale pozwólcie, że szczegóły z życia prywatnego pozostawię dla siebie :) Dziękuję wszystkim za życzenia, te świąteczne i noworoczne. Wszystkim Wam życzę spełnienia jednego marzenia. Tak, jednego. Skupcie się na jednym i zróbcie wszystko, żeby je zrealizować. I uwierzcie mi, nie ma rzeczy niemożliwych! Ja też wybrałam sobie jedną pozycję z mojej listy marzeń, która jest do spełnienia w tym roku. Przy dobrych wiatrach na jesień się uda :)



A teraz korzystam z urlopu, leżę brzuchem do góry i nie robię prawie nic! Żadnych dalekich (ani bliskich) podróży tym razem nie ma w planie, więc niestety na nową relację trzeba będzie chwilę poczekać. Ale ja lubię Doha na tyle, że nie potrzebuję innego miejsca, żeby dobrze wypocząć. Zwłaszcza, że naprawdę daleko nie trzeba jeździć, jeśli chce się wypić drinka pod palmami.





Na koniec jeszcze jedna informacja. Okazuje się, że popularność bezpośredniego połączenia Warszawa-Doha zaskoczyła wszystkich. Dlatego od początku lutego połączenie będzie obsługiwane codziennie, a nie jak do tej pory 4 razy w tygodniu. I bardzo dobrze, bo wszystkie styczniowe loty (w obie strony) są już prawie w pełni zarezerwowane. Tak się wszyscy tu cieszyliśmy, że w końcu będzie można do domu bezpośrednio lecieć, a tu dalej trzeba się przez Frankfurt męczyć. Może od lutego się trochę rozluźni.

Aha! Trzymam kciuki za wszystkich, którzy się wybierają 19 stycznia do Warszawy!!! :)