Seszele nie przestają zachwycać. Za każdym razem, kiedy tam jestem, odkrywam coś nowego. Niektóre zdjęcia powtarzają mi się z każdego wyjazdu, ale to dlatego, że są tak piękne i malownicze, że nie sposób przejść obojętnie i nie próbować ich uwiecznić po raz kolejny.
Dziewczyny tym razem z Ukrainy i Macedonii, szefowa z Tajlandii. Był też chłopak z Południowej Afryki, ale przez cały pobyt zaszył się gdzieś w pokoju i w ogóle go nie było widać, ani na plaży, ani nad basenem. No cóż, co kto lubi. W klasie ekonomicznej byłam najmłodsza stażem, co się bardzo rzadko ostatnio zdarza. Pozostałe dziewczyny są w Katarze już ponad półtora roku. Dzięki temu serwis poszedł nam tak sprawnie, tak świetnie się uzupełniałyśmy, że uważam ten lot za jeden z lepszych pod względem naszej organizacji na tyłach samolotu. Nikt nie pytał co robić dalej, gdzie czego szukać i jak z czymś się uporać.
W hotelu na Seszelach pracownicy już zaczynają mnie rozpoznawać, co jest oczywiście bardzo miłe :) Po raz kolejny też pojawił się Waven, zaprzyjaźniony Seszelczyk, który zaserwował nam kolejną wyprawę do dżungli. Oczywiście prawdziwa dżungla to to nie była. Ot po prostu las na pobliskim wzgórzu (które Waven przemierzał na boso!), ale z wszystkimi krzaczorami, przez które trzeba było się przedrzeć i z pająkami wijącymi swoje sieci dookoła - dla mnie to była dżungla. Swoją drogą, dla tych okropnych, ośmionogich stworzeń chyba jest jakiś sezon żerny, bo strasznie ich dużo wszędzie było, zwłaszcza tych pomarańczowo-brązowych, które rozwijają sieć zabarwioną na żółto. Na szczęście nie są agresywne, prędzej uciekają, niż atakują. A nawet jeśli taki pająk (który razem z nogami ma coś ponad 10cm) ugryzie, to rana przez chwilę popiecze, przez chwilę poswędzi i tyle. Waven nam opowiadał, że kiedy był dzieckiem, koledzy dla żartu położyli mu takiego pająka na szyi (świetni koledzy!). On odruchowo pacnął go ręką i został ugryziony. Spodziewał się po tym zostać Spidermanem, ale nic takiego się nie stało ;) Podczas naszej wycieczki po lesie nasz przewodnik dzielnie zdejmował patykami każdą pajęczynę na naszej drodze. Od razu skojarzyła mi się scena z filmu "Shrek", gdzie Fiona pozbierała pajęczyny dla swojego ukochanego i zrobiła z nich watę cukrową ;)
Dziewczyny tym razem z Ukrainy i Macedonii, szefowa z Tajlandii. Był też chłopak z Południowej Afryki, ale przez cały pobyt zaszył się gdzieś w pokoju i w ogóle go nie było widać, ani na plaży, ani nad basenem. No cóż, co kto lubi. W klasie ekonomicznej byłam najmłodsza stażem, co się bardzo rzadko ostatnio zdarza. Pozostałe dziewczyny są w Katarze już ponad półtora roku. Dzięki temu serwis poszedł nam tak sprawnie, tak świetnie się uzupełniałyśmy, że uważam ten lot za jeden z lepszych pod względem naszej organizacji na tyłach samolotu. Nikt nie pytał co robić dalej, gdzie czego szukać i jak z czymś się uporać.
W hotelu na Seszelach pracownicy już zaczynają mnie rozpoznawać, co jest oczywiście bardzo miłe :) Po raz kolejny też pojawił się Waven, zaprzyjaźniony Seszelczyk, który zaserwował nam kolejną wyprawę do dżungli. Oczywiście prawdziwa dżungla to to nie była. Ot po prostu las na pobliskim wzgórzu (które Waven przemierzał na boso!), ale z wszystkimi krzaczorami, przez które trzeba było się przedrzeć i z pająkami wijącymi swoje sieci dookoła - dla mnie to była dżungla. Swoją drogą, dla tych okropnych, ośmionogich stworzeń chyba jest jakiś sezon żerny, bo strasznie ich dużo wszędzie było, zwłaszcza tych pomarańczowo-brązowych, które rozwijają sieć zabarwioną na żółto. Na szczęście nie są agresywne, prędzej uciekają, niż atakują. A nawet jeśli taki pająk (który razem z nogami ma coś ponad 10cm) ugryzie, to rana przez chwilę popiecze, przez chwilę poswędzi i tyle. Waven nam opowiadał, że kiedy był dzieckiem, koledzy dla żartu położyli mu takiego pająka na szyi (świetni koledzy!). On odruchowo pacnął go ręką i został ugryziony. Spodziewał się po tym zostać Spidermanem, ale nic takiego się nie stało ;) Podczas naszej wycieczki po lesie nasz przewodnik dzielnie zdejmował patykami każdą pajęczynę na naszej drodze. Od razu skojarzyła mi się scena z filmu "Shrek", gdzie Fiona pozbierała pajęczyny dla swojego ukochanego i zrobiła z nich watę cukrową ;)
Czy wiedzieliście, że kraby w pewnym momencie swojego życia zrzucają pancerz? Zupełnie tak, jak węże robią ze skórą. Jeden z takich pancerzy znaleźliśmy po drodze:
W drodze powrotnej dziewczyny skarżyły się na ukąszenia komarów. Ja zadowolona stwierdziłam, że moja krew najwyraźniej im nie smakowała, bo żadne nie ugryzł mnie ani razu. Nic bardziej mylnego! Kiedy już byłam w swoim mieszkaniu w Doha, coś zaczęło mnie swędzieć na plecach. Jak już zauważyłam jedno ukąszenie, to pozostałych siedem też zaczęło swędzieć..
A jutro szykuje się ciężki dzień. A właściwie pojutrze, lecę do Tanzanii. W drodze powrotnej do Kataru robimy trzy loty, Dar Es Salaam - Kilimanjaro, Kilimanjaro - Dar Es Salaam, Dar Es Salaam - Doha. I na wszystkie trzy loty katering zaopatruje nas na samym początku. Lecimy Airbusem 320, a ja jestem najstarsza stażem wśród załogi w klasie ekonomicznej. Wniosek? Będzie mało miejsca w galley, pełno jedzenia na wszystkie trzy sektory, nie będzie miejsca na nic innego, ja dostanę kuchnię do zarządzania, lot do Doha mamy pełny (132 pasażerów), do tego mam zaplanowany assessment, czyli odpytywanka, która przypada raz na trzy miesiące. Ale, jak to już nie raz mówiłam, co nas nie zabije, to nas wzmocni. Chyba ustanowię to zdanie swoim hasłem przewodnim.
Aha, jeśli ktoś nie kojarzy piosenki, której słowa są w tytule tego posta, proszę zwrócić się do mojej prawie już dwuletniej bratanicy - zaśpiewa idealnie :)
I na koniec album ze zdjęciami z tego wyjazdu na Seszele:
I na koniec album ze zdjęciami z tego wyjazdu na Seszele:
Seszele 30-31.08.2012 |