obraz

obraz

niedziela, 23 października 2016

Powrót do szkoły

Wszystko zaczęło się od czerwcowego spotkania klasowego. Moja dawna klasa z podstawówki się skrzyknęła i zorganizowała spotkanie po latach. Nie była to żadna okrągła rocznica, bo minęło 17 lat od opuszczenia murów naszej szkoły. Ale akurat tak się złożyło, że to w tym roku udało się zorganizować spotkanie. Podczas tego spotkania, moja ówczesna wychowawczyni i nauczycielka języka polskiego, pani Gosia, zaprosiła mnie na lekcję z jej obecną klasą. Bardzo mi to zaimponowało, bo spotkanie miało być z cyklu "Spotkania z ciekawymi ludźmi". Już wtedy było to dla mnie wyróżnieniem. Ja, prosta dziewczyna z małej wsi pod Bydgoszczą ciekawym człowiekiem?Przecież ja nic takiego nie robię, czasami tylko opiszę to, co widzę i tyle. A że czasami uda mi się w życiu podjąć trochę bardziej odważną decyzję - tak jakoś wyszło.

Spotkanie mojej klasy z podstawówki po... 17 latach!

Miałam kilka dni wolnych na początku października, więc wykorzystałam to na wizytę w rodzinnych okolicach w Polsce. I tak oto dotarłam na spotkanie do Szkoły Podstawowej im. Marii Konopnickiej w Nowej Wsi Wielkiej. Wiedziałam tylko tyle, że mam spotkać się z uczniami z klasy szkoły podstawowej i opowiedzieć im o swojej pracy. 


Już po przyjeździe do szkoły zostałam zaskoczona bardzo ciepłym przyjęciem i ugoszczeniem w gabinecie pani Dyrektor. A jeszcze większym zaskoczeniem była klasa, do której weszłam na lekcję - wypełniona po brzegi uczniami! Powstawiane dodatkowe ławeczki i krzesła, żeby mogło pomieścić się jak najwięcej osób. Sporo nauczycieli, kroniki szkolne ze zdjęciami z moich czasów i to ciepłe, grupowe "Dzieeeeń dooooobry!" na początek. A przede mną kilkadziesiąt par wpatrzonych we mnie oczu..

Poopowiadałam trochę o swojej pracy, wyjaśniłam na czym polega bycie stewardessą, jak wygląda praca w samolocie i w ile to ról jednocześnie czasami musimy się wcielić. Cała opowieść podparta była pokazem zdjęć w tle. Zdjęć z samolotu oraz z moich podróży i wypraw. Największą sympatią zostały obdarzone zdjęcia z różnymi zwierzakami: żyrafy, słonie, zebry, tygrysy, to przy tych zdjęciach było najwięcej ochów i achów.

Na końcu przyszedł czas na zadawanie pytań. I tu dzieciaki zaskoczyły mnie swoją wiedzą. Nigdy nie spodziewałabym się usłyszeć od ucznia szkoły podstawowej o dekompresji podczas lotu i zasobie tlenu w samolocie! Ja dowiedziałam się o tym dopiero na szkoleniu przed podjęciem pracy. Było sporo pytań o sytuacje awaryjne, spadochrony, czy kamizelki ratunkowe. Popularnością cieszyła się też zjeżdżalnia, której używa się do szybkiego opuszczenia samolotu podczas ewakuacji. Padły też pytania o rodzaje samolotów, którymi latam. Wymieniłam więc Airbusy i Boeingi, żeby nie komplikować za bardzo. Ale autor pytania od razu sprecyzował, podając konkretne modele: "A 737 pani lata? Albo 747?". To naprawdę imponujące, że osoby w tym wieku mają już takie pojęcie o samolotach. Skoro zainteresowanie pojawia się tak wcześnie, to łatwo może przerodzić się w zamiłowanie i pasję. A wtedy już łatwa droga do podjęcia decyzji o ścieżce kariery. Wiem, że od szkoły podstawowej do podejmowania ważnych, życiowych decyzji jeszcze daleko, ale i tak miło mi się zrobiło, kiedy po pytaniu "Czy ktoś po dzisiejszym spotkaniu chciałby zostać stewardessą/stewardem?" zobaczyłam w górze las rąk..








Na koniec dostałam piękny bukiet kwiatów oraz dziennik z dedykacją, który na pewno szybko zapełni się wpisami z moich podróży. Wskoczyłam też pomiędzy moich słuchaczy do pamiątkowego zdjęcia. A wieczorem dostałam maila od jednej z uczennic, wysłanego przez formularz na blogu, z podziękowaniem za spotkanie oraz informacją, że bardzo ją zachęciłam do zostania stewardessą. I dla takich momentów warto się starać.

niedziela, 16 października 2016

Zrobiona na szaro

Witam po przerwie wakacyjnej. Wyszła prawie, jak studencka, bo aż do października. Chyba przydałby mi się ktoś do prowadzenia bloga. Albo ktoś, kto parę razy w miesiącu posadzi mnie przed komputerem, otworzy stronę mojego bloga i położy ręce na klawiaturze. 

Sporo się ostatnio działo. Po 5 latach w przestworzach dostałam obiecywany od roku awans. Dwa lata w klasie ekonomicznej, trzy w klasie biznes i pierwszej, to teraz przyszedł czas na coś nowego. Dostałam szary mundurek, apaszkę na szyję i odpowiedzialność na barki. Z Cabin Attendant stałam się Cabin Senior. I teraz już moja 6-letnia chrześniaczka pyta "A kiedy szefowa przyjedzie?".

Szkolenie było bardzo ciekawe, bo oprócz całej tej papierkowej roboty, która doszła do moich obowiązków, mieliśmy też seminarium z inteligencji emocjonalnej (EQ). To nic innego, jak zdolność rozpoznawania uczuć własnych oraz uczuć innych. Może i brzmi banalnie, bo ktoś by powiedział "A co w tym trudnego, bardzo dobrze wiem, kiedy jestem wkurzony, a kiedy jest mi smutno!". Ale nie na samym rozpoznaniu wszystko się kończy. Świadomość swoich stanów emocjonalnych to dopiero pierwszy krok. Dochodzą do tego odpowiednia samoocena i samokontrola, panowanie nad tymi emocjami. Jak już uda nam się poznać samych siebie, to można przejść do kompetencji związanych z relacjami z innymi ludźmi: empatia, asertywność, perswazja, przywództwo i współpraca. A później jeszcze praca nad motywacją, zdolnościami adaptacyjnymi do zmian w otoczeniu oraz sumiennością. Nie chcę tu za dużo przynudzać, ale to naprawdę bardzo ciekawy temat. Wszystkim ciekawskim polecam poszperanie w Googlach.


Pierwsze "selfie" w nowych kolorach.

Trzy lata pracy w biznes i pierwszej klasie, gdzie wszystko mogłam już robić wręcz z zamkniętymi oczami. A tu teraz trzeba wyjść ze swojej komfortowej strefy i znowu rzucić się na trochę głębsze wody. W katarskich liniach lotniczych są dwa stopnie szefowej pokładu: CS - Cabin Senior oraz CSD - Cabin Service Director. W samolotach szerokokadłubowych (czyli takich, które mają dwa przejścia pomiędzy rzędami foteli) są obie szefowe podczas każdego lotu. Natomiast w wąskokadłubowych, czyli takich z jednym korytarzem po środku - jest tylko jedna CS, która czuwa nad resztą sześcioosobowego zespołu. I tak już od miesiąca mam nową fuchę. Oczywiście pierwsze loty były stresujące, bo głowa była naładowana samymi nowościami. Wszystko poznałam w teorii, teraz przyszedł czas na praktykę. W moim grafiku zaczęło pojawiać się sporo lotów turnaround, czyli takich, gdzie po godzinie na lotnisku wracamy do Doha jeszcze tego samego dnia. Ale dzięki temu mogę nabrać wprawy w organizacji całego lotu.

Wyzwanie jest dla mnie spore, bo nigdy nie byłam osobą, która pcha się na prowadzenie w tłumie, a raczej siedzi cicho i obserwuje. Co prawda w szkole podstawowej brałam udział we wszystkim, co możliwe: występy, apele, przedstawienia teatralne, taneczne, itp., ale już w liceum i na studiach zeszłam na drugi plan i dobrze mi z tym było. A tu teraz mi przyszło zaczynać każdy lot od przeprowadzenia briefingu, rozmowy z załogą. Mało tego, ta 15-minutowa rozmowa powinna zmotywować do działania i stworzyć pozytywną atmosferę wśród załogi. Przez pięć lat uczestniczyłam w takich briefingach i niejednokrotnie kwadrans wystarczył, żeby uśpić albo zniechęcić całą załogę. Każdy lot to nowa załoga, więc pierwsze wrażenie jest bardzo ważne. Ale i były takie loty, gdzie już po tych pierwszych rozmowach mówiło się "To będzie dobry lot!". I takie nastawienie chciałabym stworzyć u swojej załogi.

Do tej pory kiedy zdarzyła się sytuacja, którą ciężko było rozwiązać, biegło się do CS z prośbą o pomoc. Ich doświadczenie i wiele lat w zawodzie zawsze przynosiło jakieś rozwiązanie. Nieważne, czy pasażer był zły, bo mu nie smakował kurczak, czy ktoś niechcący wylał na niego wino, czy też po prostu nie podoba mu się samolot, którym leci. Zawsze znalazło się jakieś wyjście z sytuacji. Sam fakt, że szefowa pokładu przyszła z nim porozmawiać osobiście, już pomagał. To tak jak czasami w hotelu, czy restauracji niezadowoleni klienci żądają rozmowy z managerem. Albo w przypadku gdy trzeba udzielić pierwszej pomocy. Nieważne, czy przy zwykłym zemdleniu, czy w poważniejszych przypadkach, na przykład ataku padaczki, czy zatrzymaniu akcji serca. Wszystkie stewardessy są przeszkolone na takie ewentualności, ale w życiu różnie bywa. Jedni czują się bardziej pewnie, inni mniej. Jedni przejdą od razu do działania, a innych zamuruje na kilka sekund. Szefowej jednak już nie wypada się zawahać.

Od tej pory to ja będę tą osobą, do której inni przybiegną po pomoc. To na mnie będą patrzeć pytająco oczęta, które same nie mogą znaleźć rozwiązania. I to ja będę musiała znaleźć rozwiązanie na wszystkie sytuacje. No nie powiem, poprzeczka podniesiona zdecydowanie wyżej, niż do tej pory. Ale przecież o to w życiu chodzi, żeby stawiać przed sobą nowe wyzwania. Dlatego w głowie już rysuje się plan co do następnego kroku... ale do tego jeszcze sporo czasu.

A następnym razem opowiem o spotkaniu z niesamowitą publicznością w mojej szkole podstawowej, do której chodziłam wiele lat temu.