Czekałam długo na ten lot. A ile się musiałam bronić przed negatywnymi opiniami innych, to sobie nie wyobrażacie. Airbus A380 jest dla nas nowy, jest wg mnie najpiękniej i najstaranniej wykończonym samolotem w naszej flocie. Od strony pasażerów wszystko wygląda ładnie i pięknie, zwłaszcza pierwsza i biznesowa klasa. Ale od strony załogi jest parę mankamentów, na które wszyscy narzekali, zanim nawet moja noga stanęła we wnętrzu tego kolosa.
Ja wiem, że narzekanie leży w ludzkiej naturze. Ja sama sobie czasem pomarudzę. Ale kiedy owe marudzenie rozsiewa negatywną atmosferę jeszcze zanim się zacznie pracę, ja się wycofuję. Bo w jakimś środowisku byśmy nie pracowali, to od nas samych zależy atmosfera, w jakiej będzie się przebywać. Nieraz podczas lotu wolałam znaleźć sobie inne zajęcie, niż dołączenie do plotkujących koleżanek, narzekających a to na grafik, a to na zasady panujące w firmie, czy Katarze, a to że za dużo pasażerów i za dużo pracy, albo że za mało pasażerów i nie ma co robić podczas lotu. A potem pada pytanie, dlaczego się nie integruję z załogą. No cóż, ja chcę utrzymać swoją szklankę do połowy pełną. A jeśli ktoś woli się całymi dniami martwić, że druga połowa jest pusta, to proszę bardzo, wolny wybór.
Ale wróćmy do A380. Każda linia lotnicza zamawiająca samolot u producenta, indywidualnie ustala sobie konfigurację, wykończenia i wszystkie wyróżniające szczegóły. Nasz kolos ma miejsce dla 517 osób: 8 miejsc w pierwszej klasie, 48 w biznesowej oraz 461 w klasie ekonomicznej. Wnętrza są oświetlone ciepłymi barwami. Jeśli ktoś ma ochotę poczytać więcej, polecam recenzję jednego z pasażerów, znajdującą się pod tym linkiem. Tekst po angielsku, ale jest i sporo zdjęć. Sama starałam się zrobić ukradkiem kilka zdjęć, ale nie było to proste, bo nie wypada, żeby stewardessa biegała po pokładzie z aparatem, albo tym bardziej z telefonem komórkowym i pstrykała zdjęcia. Dlatego układ poszczególnych kabin pokażę Wam na zdjęciach z serwisu flightglobal.com.
Pierwsza klasa - zdjęcie ze strony flightglobal.com |
Przestronna łazienka w pierwszej klasie |
Łazienka w pierwszej klasie |
Świeże storczyki - element wystroju łazienki |
Podczas mojego pierwszego lotu zostałam przydzielona do galley - "kuchni" w pierwszej klasie. Idealnie, żeby pozytywnie zacząć znajomość z moim nowym kolegą A380. 8 pasażerów, pora śniadaniowa, ale dla niektórych za wczesna na jedzenie. Z wielkim uśmiechem na ustach witam pasażerów i informuję, że wybrali świetny dzień na podróż, bo to pierwszy komercyjny lot akurat tego Airbusa (drugiego czterosilnikowca w naszej flocie), bo dostarczono go zaledwie dwa dni wcześniej. Wszystko nowiuśkie, nowiusieńkie. Pamiętam, jak podczas szkolenia do klasy biznesowej instruktor zachęcał do postawienia sobie takiego celu: niech jeden pasażer po każdym locie wyjdzie z samolotu ze słowem "wow" na ustach. Nie wszyscy, bo wszystkich się nie da zadowolić. Każdy ma swoje problemy, z którymi się boryka i czasami nie ważne jak byśmy się nie starali, to pasażer jest nieugięty. Jedna osoba z każdego lotu. Dziś samą informacją, że samolot jest nówka sztuka udało mi się wywołać efekt "wow" u czterech osób. Połowa pierwszej klasy! Zaliczone na cały przyszły tydzień.
Żyrandole na pokładzie pierwszej klasy oraz Premium Lounge |
Obsługując pierwszą klasę lot przebiegł mi całkiem przyjemnie. Za to z powrotem spodziewałam się pracy na wyższych obrotach. I nie myliłam się. Praca w klasie biznes w A380 jest zdecydowanie bardziej wyczerpująca. 48 pasażerów na 6 członków załogi. Dwie osoby w galley, cztery w kabinie, po dwie na każdą stronę. Wypada po 12 osób na głowę (co wcale nie jest takie tragiczne, bo to samo mamy w Boeingu 777 - dwie dziewczyny mają po 12 osób, dwie pozostałe po 9). Lot oczywiście pełny, dzięki popularności 380 i promocji, jaką linia lotnicza odpalała ostatnio kilkukrotnie: "Dwa miejsca w cenie jednego". I wszystko byłoby ok, gdyby nie dystans, jaki trzeba pokonać w trakcie lotu. I nie mówię tu wcale o kilometrach, które pokonuje samolot, ale o kilometrach zrobionych przez nas, stewardessy. Spróbuję wyjaśnić w czym rzecz. Klasa biznesowa - 48 miejsc, 12 rzędów po 4 siedzenia w każdym. Dwie dziewczyny pracują po lewej stronie, dwie po prawej. Jedna więc będzie obsługiwała rzędy 10-16, a druga 17-22 (nie wiem, czy zauważyliście, ale w samolotach nigdy nie ma rzędu nr 13). Ta obsługująca ostatnie sześć rzędów musi się więc nachodzić. Powiecie, a co to takiego, przejść sześć rzędów, wielka mi rzecz! Problem polega na tym, że podczas serwisu w biznes klasie z każdą rzeczą idziemy osobno. Nie ma wózka z tackami, tak jak w klasie ekonomicznej. I tak jak już nakryjemy stół pasażera, to trzeba:
- zanieść przystawkę,
- sprzątnąć talerz po zjedzonej przystawce,
- zanieść danie główne,
- uzupełnić wodę,
- ewentualnie zmienić wino, bo przecież do jagnięciny pije się coś innego niż do wędzonego łososia,
- sprzątnąć danie główne,
- sprzątnąć ze stołu to, co zbędne, przed podaniem deseru (chleb, masło, pieprz, sól, itp),
- zanieść deser z kawą/herbatą,
- sprzątnąć deser,
- zanieść gorący ręcznik (z zapachową wodą różaną) do wytarcia rąk, czy buzi,
- zanieść czekoladkę Godiva,
- sprzątnąć cokolwiek co zostało na stole.
To jest minimum przy każdej osobie. A zdarza się, że ktoś chce spróbować dwie przystawki, bo ma akurat ochotę na łososia i zupę. A po posiłku, zanim poprosi o coś słodkiego, chce uraczyć podniebienie wyborem serów, popijając lampką Porto z 1974 roku. Wtedy z tych 12 wyjść do pasażera robi się 16, 18, 20. I to tylko podczas jednego posiłku, a gdzie tu pozostałe kilka godzin lotu. Dlatego jeśli za każdym z tych wyjść trzeba najpierw przejść połowę kabiny, żeby dotrzeć do swoich pasażerów, to nic dziwnego, że następnego dnia nogi bolą, jak po przebytym maratonie.
Tak jak jednak wspominałam, to nie ja jestem od narzekania. Przynajmniej kondycja mi się od chodzenia poprawi. A dobrą stroną należenia do grupy pracowników A380 jest to, że jak na razie mamy około 500 osób przeszkolonych na ten rodzaj samolotu. Oczywiście w miarę dostarczania nowych maszyn, tych osób też będzie przybywać, ale jak na razie na każdym locie można spotkać kogoś znajomego z załogi.
Biznes klasa - zdjęcie ze strony flightglobal.com |
Za klasą biznesową znajduje się przestronne pomieszczenie, Premium Lounge, dla pasażerów z pierwszej i biznes klasy. Któż by nie chciał spędzić części lotu w przyjemniej, lekko klubowej atmosferze, siedząc na skórzanej sofie, gawędząc ze znajomym i popijając ulubiony trunek. Do wyboru mamy sporą gamę alkoholów, napojów bezalkoholowych oraz różnych do tego przekąsek. Ale nie o reklamę mi tu chodzi. Do tego miejsca jest przypisana jedna osoba z załogi, która spędza tam cały lot. W razie potrzeby zawsze ktoś może tę osobę zastąpić. To otwiera pole do popisu dla osób narzekających: 6 godzin stania, drinki trzeba robić, ludzi sporo, bla, bla, bla... Ja to widzę inaczej: swoje miejsce pracy, nikt mi się nie wtrąca, nie trzeba tyle biegać po pokładzie, a szykowanie drinków, czy malowanie kwiatków na kawach late, to ciekawe zajęcie :)
Premium Lounge - pusty przed lotem |
Premium Lounge podczas lotu - zdjęcie ze strony businesstraveller.com |
Podsumowując, ja i Airbus A380 polubiliśmy się. I pomimo tego, że loty są dość męczące, a grafik składa się s samych prawie Londynów, idę na kolejne loty jak zawsze z uśmiechem.