JAMBO - to już znam z Nairobi. W języku Suahili jest to nieoficjalnie powitanie, "cześć, jak się masz". Natomiast tym razem nauczyłam się też MAMBO, co w wolnym tłumaczeniu znaczy tyle samo, co angielskie "cool". Tak więc znając dwa słówka można już uczestniczyć w mini-dialogu z lokalnymi. Jambo? Mambo!
Palące słońce od rana, jak przystało na afrykańskie wybrzeże. Z hotelu dowiedzieliśmy się, że z okolicznego portu kilka razy dziennie wypływa łódź i zabiera ludzi na bezludną wyspę o wdzięcznej nazwie Bongoyo. 2,5km od Dar es Salaam, co oznaczało krótką podróż łodzią. Postanowiliśmy się tam wybrać. Jak się później okazało, nasza grupa 6 osób była jedynymi turystami tego dnia na plaży.
W porcie, jeśli można tak nazwać to miejsce, stała mała budka do sprzedaży biletów, a tuż za nią zadaszenie, gdzie można było schować się przed słońcem. Czekało już tam kilku ciemnoskórych Tanzańczyków. Nie do końca wiem, czy wszyscy oni udali się na wyspę jako obsługa łodzi, grilla, czy po prostu na odpoczynek. Jeśli to ostatnie, to ich odpoczynek polegał na nieustannym chowaniu się w cieniu. O wyznaczonej godzinie podpłynęła mała łódka. Kiedy wszyscy się na nią załadowaliśmy, wyglądała na dość przepełnioną. Ale okazało się, że to była tylko podwózka do większego kutra. Przesiedliśmy się na większy pokład i zaczęła się pół godzinna podróż. Z daleka było widać cel podróży, ale w miarę jak się do niego zbliżaliśmy, stawał się coraz bardziej wyrazisty, naszym oczom ukazała się kolejna "pocztówkowa" sceneria. Po wpłynięciu na płytką wodę przesiedliśmy się znów do małej łódki, która podążała za nami, przywiązana liną.
Cała wyspa jest niewielka, ale my i tak spędziliśmy cały dzień jedynie na tej plaży. Czegóż trzeba więcej do leniuchowania? Tylko białego piasku, wody i może leżaczka. Tuż po rozłożeniu swoich rzeczy, dostaliśmy do ręki menu. Lunch wymagał wcześniejszych przygotowań, dlatego trzeba było zamówić z wyprzedzeniem. Zaczęliśmy się więc wczytywać w menu z ponad 40 pozycjami posiłków, kiedy jeden z kucharzy podszedł i powiedział, że dzisiaj dostępne są tylko pozycje 5. i 7. Czyli homar i krab. Jedno i drugie z frytkami. O zgrozo, pomyślałam, umrę z głodu, bo ja z owoców morza to tylko krewetki akceptuję. Ale co tu zrobić, może mnie te frytki uratują. Zamówiliśmy i jedno i drugie i zaczęliśmy leżenie do góry brzuchem. I tak pomiędzy przysmażaniem jednej, a drugiej strony nas słońcu, postanowiłam zrobić krótki spacer po plaży. Z jednej strony znalazłam lekko podtopioną starą łódkę. Fale za każdym razem się o nią rozbijały, tworząc razem z małym klifem i zielonością w tle niesamowitą scenerię do zdjęć. Obfotografowałam łódkę z każdej strony, nie mogąc się nadziwić, jakim pięknym widokiem może być tak prosta rzecz, jak woda uderzająca o stare drewniane deski.
Przyszedł czas na nasz lunch. Spróbowałam i jednego i drugiego. Cudownie to te owoce morza nie smakowały, ale moi towarzysze podróży się zajadali, więc to tylko moim kubeczkom smakowym nie spasowało. Ale zginąć bym na bezludnej wyspie nie zginęła, jak już bym miała wybierać, to tym krabim mięsem można się najeść. Jednak tego dnia moim głównym posiłkiem pozostały frytki.
Kiedy przyszedł czas powrotu, dostaliśmy rachunek, na którym widniała opłata za każdy użyty przez nas leżak i za każdą parasolkę, z której cienia korzystaliśmy. Nie ma to jak przeróżne sposoby zarabiania na turystach. Dotarliśmy do portu, obok którego znajdowało się kilka restauracji. Od razu weszliśmy do pierwszej znich, bo wszyscy byli niesamowicie głodni. Może i owe kraby i homary robiły wrażenie, ale ileż tego mięsa można znaleźć pod skorupką w dupce? ;) Zjedliśmy porządny obiad, rozkoszując się przy tym widokiem zachodzącego słońca, po czym wróciliśmy do hotelu na długi sen.
Na koniec krótki filmik:
... i zdjęcia:
idealne przedłużenie urlopu :)
OdpowiedzUsuńoddałabym wiele za chociażby jeden dzień spokoju na takiej plaży, z daleka od wszystkiego :)
Chyba właśnie tak wygląda raj :-) Czekam na wpis z Perth!
OdpowiedzUsuńja wiem że może trochę chamskie pytanie, ale czy ta dziewczyna w czarnych leginsach też lata z Wami? pytam, bo jest troszkę bardziej przy kości niż cała reszta i zastanawiam się czy w 5* liniach to nie problem...
OdpowiedzUsuńWszystkie dziewczyny ze zdjęcia pracują jako stewardessy. Nie robią problemu, jeśli ktoś jest bardziej przy kości. Sporo dziewczyn przybiera na wadze, kiedy już zaczną pracować. Różne godziny pracy, posiłków i snu niestety nam nie pomagają.
OdpowiedzUsuń