Nigdy nie studiowałam dziennie, więc zawsze mi brakowało takiego typowego, studenckiego, akademickiego życia. Tutaj mam tego namiastkę. Oczywiście nie mam na myśli niekończących się imprez w akademikach, bo nawet gdyby był na to czas, to w żadnym sklepie nie kupi się alkoholu. Jakiekolwiek imprezy z procentami – impossible. Ale za to inne sprawy – wspólne uczenie się, pogaduchy w piżamach i z maseczką na twarzy – owszem i bardzo mi się to podoba. Wczoraj jedna z dziewczyn miała urodziny, więc tuż przed północą zgromadziłyśmy się w pokoju obok, zaprzyjaźniony już taksówkarz pomógł nam zorganizować tort urodzinowy, zwabiłyśmy koleżankę podstępem i jak tylko weszła – SURPRISE!!!! Bawiłyśmy się przy tym jak dzieci J Kawałek torta, soczek i 20 minut później grzecznie poszłyśmy wszystkie spać, bo autobus przyjeżdża po nas o 7 rano.
Na początku Mama zapytała mnie, czy mam balkon w mieszkaniu. Nie mam i naprawdę nie widzę potrzeby, żeby takowy mieć. Tutaj nawet okna się nie otwiera. No chyba że ktoś jest dzieckiem hutnika i nie może wytrzymać bez buchającego w twarz gorąca. Wtedy owszem, można sobie otworzyć okno raz na jakiś czas J
Z ciepłą wodą nie ma problemu, gorzej z zimną, bo zbiorniki z wodą są przeważnie na dachu budynku. Kilkanaście sekund spaceru z autobusu do budynku gdzie mieszkamy naprawdę wystarczy, żeby jedyną rzeczą, o której się marzy był zimny prysznic. Zwłaszcza jeśli wracamy o godzinie 14. Po godz. 19 nie jest już tak źle i temperatura 36 stopni na zewnątrz staje się przyjemnym ciepełkiem. Ale w okolicach południa – masakra.
W kuchni mamy taki pstryczek do podgrzewania wody, który przez całe lato jest wyłączony. Woda sama się podgrzewa na dachu, więc nie ma potrzeby go włączać. Prysznic musi być naprawdę szybki. Przez pierwsze 30 – 40 sekund leci chłodna woda (a przynajmniej taka się wydaje, kiedy wraca się z upału), później zaczyna lecieć coraz cieplejsza, aż do gorącej. Dobrym sposobem jest napuszczenie wody do umywalki rano i zostawienie na cały dzień, wtedy na wieczór jest chłodniejsza. A przynajmniej nie jest gorąca. Jeszcze tego nie praktykowałam, bo jak na razie mieszczę się w jednominutowym prysznicu ;)
Chwała temu, kto wymyślił AC, bo bez klimatyzacji tu by się nie dało przeżyć. Jest w każdym pomieszczeniu mieszkania, na korytarzu nie ma, ale w windach już jest. Mamy też siłownię w budynku do własnego użytku. Przyznam się, że jeszcze tam nie byłam. Ale to wcale nie z braku chęci, a z braku czasu. Kiedy już wstanę z popołudniowej drzemki (tutejszy klimat tak jakoś na mnie działa, że muszę się chwilę przespać po powrocie ze szkolenia, inaczej nie mogę się skupić), to wolny czas trzeba wykorzystać na przyswojenie nowych wiadomości. Cóż, zostaje więc czekać na piątek. Szkoda, że nie mamy basenu w budynku. Każdy z bloków dla Cabin Crew ma jakieś takie sportowe udogodnienie. Gdyby u nas był basen, na pewno byłabym tam codziennie. No ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma J