obraz

obraz

sobota, 10 grudnia 2011

Służba zdrowia


Mówiłam, że zima przyszła do Doha. A z zimą zawsze w parze idzie przeziębienie. Wieczorami mamy po 15-18 stopni, ale wiatr i wilgotność znacznie ochładzają atmosferę. W mieszkaniu się zrobiło zimno, chociaż klimatyzacji nie używam już od dobrych 3 tygodni. Budynki tutaj nie są przystosowane do zimnych temperatur. Najczęściej to tylko cegła, tynk i zero izolacji, do tego pojedyncze okno, to się mieszkanie wychładza. No i magiczny pstryczek-elektryczek w kuchni z napisem HEATER do podgrzewania wody już jest cały czas włączony.

Słyszałam opinie od osób, które mieszkają tu dłużej, że w tym roku zima jest wyjątkowo chłodna, żeby nie powiedzieć "sroga" i nie obrazić tych z temperaturą 4 stopnie w ciągu dnia ;) Zwykle bywa cieplej i nie pada. Tymczasem ja już widziałam deszcz kilka razy, a kałuże po nim zostają przez długie, długie dni, bo woda nie ma się gdzie podziać.

W każdym razie, dopadło mnie przeziębienie. Myślałam, że zwalczę domowymi sposobami, ale nie przechodziło. Gardło zaczęło boleć coraz bardziej, a wyjazd do Wiednia już za tydzień. Nie można ryzykować. Jak za kilka dni mnie wsadzą do łóżka, to zabiorą mi lot do Austrii, a przecież już wszystko zaplanowane. Poszłam więc sama do lekarza, do Centrum Medycznego, gdzie jesteśmy zapisani. Niestety, taka pora roku, że pacjentów komplet i pani odesłała mnie do jednej z prywatnych klinik. No świetnie, pomyślałam, nie dosyć, że muszę zasuwać taksówką na drugi koniec miasta, to jeszcze będę musiała wyskoczyć z kasy. Ale ku mojemu zaskoczeniu, wystarczyło pokazać kartę Allianz, którą dostaliśmy na dzień dobry i załatwione. Pani Filipinka Z Recepcji szybko mnie wpisała do rejestru, gubiąc literkę "R" w moim imieniu. Nie jest źle, Filipinka Z Banku zgubiła "Z" w nazwisku ;) Wskazano mi drogę do poczekalni dla pań, bo dla panów oczywiście jest osobna. 9 osób przede mną w kolejce, ale mam swój numerek, więc nikt się nie wepcha. W poczekalni, jak to w poczekalni, biegające, wrzeszczące, piszczące i skrzeczące dzieci (tak właśnie się odbiera te dźwięki przy złym samopoczuciu), z tą różnicą, że mamusie poubierane w czarne, długie abaye, zostawiające tylko dwie wycięte dziury na oczy. Jakoś nigdy nie wzbudzały we mnie przyjaznych skłonności, więc usiadłam sobie cicho w kąciku i czekałam na swoją kolej. Po 40 minutach przyszła pani Filipinka W Różowawym Kitlu i zaprowadziła mnie prosto do gabinetu lekarza. Ten zajrzał mi do gardła, nosa i ucha i po 5 minutach było już po wszystkim. Ani słowa o leżeniu w łóżku, tylko cała lista leków na recepcie. No to ruszyłam do apteki znajdującej się w tym samym budynku na parterze. Dałam receptę panu, który rozpoznał we mnie Rosjankę. Nie on pierwszy zresztą. Dostałam cały koszyczek leków, za który nie zapłaciłam ani grosza. Wszystko pokrywa Allianz. No i tak to się możemy bawić! Wyszłam z kliniki i w oddali zobaczyłam swój budynek mieszkalny. Okazuje się, że Doha Clinic jest bardzo blisko, 10 minut spacerkiem. Niepotrzebnie tylko zrobiłam rano rundkę do Centrum Medycznego, gdzie i tak nie było dla mnie miejsca. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wiem już gdzie iść "w razie czego". Nie będę już się męczyła ze zwykłym katarem, bo szkoda czasu i zdrowia ;) 

Jutro króciutki lot do Bahrajnu, więc nawet z lekkim przeziębieniem jakoś przeżyję. Potem 3 dni wolnego na całkowite wykurowanie się i ... WIEDEŃ!

I pamiętaj! Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz