W Waszyngtonie zima na całego, której na początku nic nie zapowiadało. Kiedy wylądowaliśmy, padał deszcz, ale temperatura była bardziej wczesno-wiosenna, niż zimowa. Padało przez cały wieczór, w nocy deszcz zamienił się w śnieg. Budziłam się w nocy kilka razy i za każdym razem wyglądałam za okno. I za każdym razem widziałam pracujące odśnieżarki. Pracowały całą noc, cały ranek i cały kolejny dzień, bo śnieg nie przestawał padać. Przynajmniej tutaj zima nie zaskakuje drogowców. Odśnieżarki nie wyjeżdżają w teren tak późno, jak w Polsce, że do nie których rejonów jest już za późno, żeby w ogóle dojechać. Rano w recepcji powiedziano mi, że autobus z hotelu nie kursuje ze względu na złe warunki pogodowe. Zdziwiłam się, bo dlaczego trochę śniegu miało by zaszkodzić? Ale kiedy wybrałam się na pieszo do pobliskiego sklepu, zrozumiałam o co chodzi. Pod grubą warstwą śniegu chowała się tak samo gruba warstwa lodu. Zanim padający w nocy deszcz przerodził się w śnieg, wszystko, co do tej pory było na drogach, mocno przymarzło. Nie wiem tylko czemu w ślad za odśnieżarkami nie wyjechały także piaskarki, czy solarki. No cóż, inny kraj, inna kultura, inny zarząd dróg miejskich.
Po locie powrotnym z Waszyngtonu potrzebowałam sporo wolnego. To był mój najcięższy jak do tej pory lot, pod względem fizycznym i psychicznym... Nie będę wchodzić w szczegóły, ale powiem jedno. Widziałam, że w tym zawodzie trzeba być ze stali i trzymać emocje na wodzy, ale nie wiedziałam, że aż tak bardzo. I nie wiedziałam, że kiedy po takim dniu wraca się do domu, wszystko puszcza w jednym momencie i człowiek pada na łóżko, nie wiadomo, czy bardziej z wycieńczenia, czy ze stresu. Nikomu nie życzę tego, czego doświadczyłam na ostatnim locie. I podziwiam lekarzy, którzy zmagają się z tym na co dzień...
Kiedy ponad dwa lata temu, po ukończonym treningu, po kolejnych lotach spotykało się koleżanki ze swojej grupy treningowej, zawsze dało się zauważyć coś nowego. A to apaszka, a to buty, czy torebka. Zwykle na pytanie "Gdzie to kupiłaś?" spodziewamy się odpowiedzi typu "W sklepie X, czy Y". Ewentualnie nazwę galerii handlowej. U nas odbywa się to trochę inaczej. U nas odpowiedzią jest nazwa kraju. Na początku to wyolbrzymiałyśmy, żartowałyśmy z tego, wygłupiając się jak małe dziewczynki. Później zaczęło nam się to podobać. W końcu fajnie mieć w szafie coś ze stolicy mody Mediolanu, czy Paryża. Pamiętało się każdą rzecz, gdzie i kiedy została kupiona, w jakich okolicznościach. Później takie szczegóły wyleciały z głowy. Teraz nie ma to znaczenia. Każda rzecz jest z jakiegoś sklepu, a to, że z innego kraju, stało się na porządku dziennym. I w cale nie dlatego, żeby się popisać, chwalić, czy wywyższać. Po prostu tak jest nam wygodniej. Często będąc w Doha wolimy spędzić czas na odpoczynku i relaksie oraz spotkaniach z przyjaciółmi i bliskimi. Zakupy ograniczają się do potrzebnych produktów żywnościowych, a i to potrafi się z czasem zmienić, ale o tym za chwilę. Będąc na wyjeździe, spacerując przez miasto, wiele sklepów mamy pod ręką. A wiadomo, jak to działa u kobiet. Kiedy zobaczy się ciuch, który od razu wpadnie nam w oko, zanim mózg zdąży pomyśleć: gdzie to mogę założyć, do czego to będzie pasować i czy w ogóle mi to potrzebne, w tym czasie my zdążymy już przebyć drogę do przymierzalni, kasy i wyjścia z zakupem w ręku.
Możliwość latania po całym świecie otwiera nam wiele furtek. Dlatego w naszych comiesięcznych obstawianych lotach znajdują się nie tylko miejsca, które chcemy zobaczyć, czy te, w których mamy rodzinę i znajomych. Wiele osób w styczniu wybiera się do Europy, czy Stanów na poświąteczne wyprzedaże. Prawie każda zapytana tu osoba powie, że po sprzęt elektroniczny najlepiej wybrać się do Hong Kongu. Pracowity i ciężki miesiąc za tobą, zmęczone ciało, potrzebny masaż? Tajlandia jak znalazł. Sama ostatnio z każdego lotu do Hiszpanii przywożę przeróżne owoce. Nie dlatego, że w Doha ich nie ma, ale dlatego, że hiszpańskie są o niebo słodsze. Niektóre osoby idą jeszcze dalej. Wiele Azjatek lata do Korei na zabiegi chirurgiczne, poprawiając sobie noski, oczy, policzki, czy co tam jeszcze im się nie podoba. Tanie depilacje laserowe w Bangkoku też są coraz bardziej popularne.
Ja ostatnio próbuję polować na różnego rodzaju wydarzenia na świecie. Niestety nie jest to łatwe. Co prawda co miesiąc mogę obstawić do 10 lotów, które chciałabym wykonać w kolejnym miesiącu, ale nie mam żadnej gwarancji na uzyskanie żadnego z nich. To jest tylko jakby zgłaszanie swojej preferencji. Nie ma się co dziwić, przy ponad 7 tys. załogi nie można zadowolić wszystkich. I tak już mi uciekło kilka ciekawych okazji. Myślałam, że uda mi się w końcu zaliczyć Grand Prix F1, skoro nie w Australii, to w Malezji (dziękuję Arturowi za podpowiedź w komentarzach!). Ale niestety, co prawda wylatuję do Kuala Lumpur 30 marca, ale na miejscu będę 31. Za późno o jeden dzień. Trudno. Nie ma co płakać, tylko szykować kolejny plan.
A na deser ciekawe porównanie Doha na przestrzeni kilku lat. Budynki tu rosną, jak grzyby po deszczu: