Wyobraźcie sobie, że macie 500 hektarów ziemi, zielonych pastwisk w Nowej Zelandii. Do tego 13500 owiec i 400 bydła. Wiedziecie sobie spokojny żywot jako farmer, prowadząc rodzinny biznes. Aż tu pewnego słonecznego dnia do drzwi puka Sir Peter Jackson i mówi, że chce na waszym polu nakręcić film. To właśnie się przytrafiło rodzinie Alexander. Kiedy reżyser najpierw zadzwonił z propozycją, został szybko spławiony, bo zadzwonił o nieodpowiedniej porze. Senior rodziny, Ian Alxander, właśnie oglądał drugą połowę finałowego meczu rugby, który w tym momencie był dużo ważniejszy. Do tego nie słyszał ani o reżyserze, ani też o Władcy Pierścieni. Do tego miał już niemiłe doświadczenie z ekipą filmową, kręcącą reklamę na jego posiadłości, więc ofertę przez telefon odrzucił. Jackson nie dał za wygraną i wybrał się tam osobiście. Obiecywał produkcję z sukcesem na miarę filmu Titanic, który rok wcześniej (bo działo się to w 1998 roku) zdobył serca wielu kinomanów na całym świecie. Negocjacje się udały i tak się zaczęło. Tak powstała wioska Hobbitów.
Wizyta na planie Władcy Pierścieni i Hobbita to jeden z punktów, które musiały znaleźć się na mojej liście. Chciałam zobaczyć, czym tak zachwycił się Peter Jackson wybierając tę właśnie lokalizację.
Reżyser miał już kilkanaście miejsc, które brał pod uwagę do nakręcenia filmu. Nie przestawał jednak szukać. I kiedy zobaczył zdjęcia z helikoptera pokazujące farmę rodziny Alexander, na której znalazły się połacie zieleni, staw i ogromne drzewo, czyli dokładnie to, czego szukał, podążając za opisami w książce, to przesądziło o wszystkim. Drzewo, pod którym odbywała się impreza urodzinowa Bilbo Bagginsa było tuż obok stawu, czyli dokładnie, jak to opisał Tolkien. To przesądziło o wszystkim. Pozostałe lokalizacje zostały odwołane i Jackson przystąpił do negocjacji z rodziną Alexander. Pomimo tego, że na farmie było 13500 owiec, nie przeszły one castingu do filmu. Jackson wybrał owce angielskie, które miały ciemne pyski i nogi. Owce były przetransportowane z Wysp Brytyjskich.
Nie od razu to miejsce stało się sławne. Po nakręceniu Władcy Pierścieni całą scenografię rozebrano. Nie było to trudne, bo zbudowana była głównie z polistyrenu i sklejki. Zbudowano nową na potrzeby filmu Hobbit. Tym razem z drewna, cegieł i betonu. Do tego czasu produkcja miała już mnóstwo fanów, którzy przyjeżdżali na miejsce, pytając czy mogą zobaczyć scenografię. Postanowiono więc, że zrobi się z tego dodatkowy biznes. I tak otwarto dzisiejszy Hobbiton. Drzewo, które tak urzekło Petera Jacksona jest naturalne, ale jest też dąb w 100% sztuczny. Jego liście były przyczepiane drucikami, jeden po drugim. Mało tego, dzień przed zdjęciami, reżyser stwierdził, że kolor liści jest nie do końca taki, jakiego on się spodziewał, więc trzeba było wszystkie przemalować. I znowu, jeden po drugim. Jak już drzewo było w porządku, to zaczęły przeszkadzać... żaby ze stawu. Tak głośno skrzeczały, że trzeba było zatrudnić ludzi, które wszystkie żaby wyłapią i przeniosą do innego stawu.
|
"Drzewo urodzinowe" i staw tuż obok |
|
Sztuczny dąb z ręcznie przypinanymi liśćmi |
|
Tu w filmie odbywała się impreza urodzinowa Bilbo Bagginsa |
Z innych ciekawostek odnośnie drzew - w książce Władca Pierścieni jest mowa o dzieciach bawiących się pod drzewem śliwy. Peter Jackson stwierdził, że drzewa śliwy są za duże, więc zamiast tego zasadzono jabłonie i grusze. Tuż przed nagrywaniem sceny zerwano wszystkie owoce i zawieszono sztuczne śliwki. Tyle pracy jednak poszło na marne, bo scena ostatecznie nie znalazła się w filmie. Nie wyobrażam sobie ilu ludzi w sumie musiało być zatrudnionych do realizacji filmu, skoro potrzebne były nawet takie osoby, które chodziły w te i we wte przy linkach z praniem, żeby ścieżki wyglądały na naturalnie wydeptane.
Wszystkie domy hobbitów na planie filmowym to tylko zewnętrzne fasady. Sceny w środku były kręcone w studiu w Wellington. Przed każdym domem stoją różne rekwizyty, sugerujące czym zajmował się dany hobbit. Dla tych, co oglądali film (a myślę, że nie ma takich, co by nie oglądali) dwie fasady domów były bardziej charakterystyczne niż reszta. Należały do dwóch bohaterów - Frodo i Sama.
|
Tu mieszkał Frodo Baggins... |
|
...a tu Sam Gamgee |
The Green Dragon to bar, w którym też były kręcone sceny filmu. Dzisiaj można tam zjeść i wypić. A nawet zorganizować wesele. Każdemu zwiedzającemu przysługuje jeden napój w cenie biletu. Może być z pianką lub bez, jak kto woli. Spacer po wiosce Hobbitów to wyjątkowe przeżycie. Można się na chwilę przenieść niemalże w baśniowy świat. Do tego przewodniczka co kawałek podkreślała, co się w którym miejscu działo: tędy Gandalf wjeżdżał do wioski, tędy zbiegał Frodo Baggins, a tutaj Sam witał się z rodziną. I daję słowo, po powrocie z Nowej Zelandii obejrzałam jeszcze raz wszystkie trzy części Władcy Pierścieni.
Jakie to czasami może się uśmiechnąć do ludzi szczęście. Mieszka sobie taki farmer, z dala od ludzi i od zgiełku miasta i owce sobie pasie. Aż mu niemalże z nieba spada Peter Jackson z milionową ofertą. Ile za wynajęcie pastwiska dostali, to nie wiem, ale to, co zostało im "w spadku" po nakręceniu Hobbita, a co stało się ich rodzinnym biznesem, na pewno jest dochodowe. Ale pomimo tego sukcesu, rodzina Alexander nigdy nie zrezygnowała ze swojej farmy owiec i bydła. Do dzisiaj zajmują się i tym.
A na koniec tradycyjnie
album z wszystkimi zdjęciami z Hobbitonu.