obraz

obraz

środa, 18 marca 2020

Na sportowo

Jako że nasza linia lotnicza jest sponsorem wielu drużyn i wydarzeń sportowych, często wysyła załogę na różne imprezy sportowe. Czasami uda mi się na jakieś załapać. Bardzo byłam dumna, kiedy wysłano mnie w zeszłym roku do Łodzi, na finał FIFA U-20 World Cup - czyli Mundial dla graczy poniżej lat 20. Co prawda te rozgrywki nie były tak popularne, jak wszystkim znany World Cup, ale stresik i tak był, kiedy wychodziłam na murawę na obcasach, trzymając tacę pełną medali. A później robiłam za tło dla pana Bońka.



zdjęcie: Yohap News Agency


Wtedy odpowiednio nas do tego wyjścia przygotowano. Dzień wcześniej była próba na stadionie Widzew Łódź. Z góry było ustalone kto za kim idzie, jaką trasą, kiedy wchodzimy, kiedy schodzimy. Efekt końcowy wyszedł niejagorzej. Poniżej zdjęcia i krótkie filmiki (nagrywanie w domu przez znajomych, więc wybaczcie kwilenie dziecka w tle).









Co innego miało miejsce podczas meczu NBA w Nowym Jorku 3 lutego tego roku, kiedy to z okazji miesiąca American Black History w Stanach Zjednoczonych celebruje się dziedzictwo Afroamerykanów zasłużonych dla historii, sztuki, nauki, czy walki o równość społeczeństwa. Qatar Airways, jako sponsor drużyny Brooklyn Nets, pojawił się na bilbordach podczas meczu z Phoenix Suns. Pierwszy raz miałam okazję zobaczyć mecz NBA na żywo. Moja wiedza na temat koszykówki skończyła się na poziomie lekcji w-fu w podstawówce. Wiem, która to linia za trzy punkty, że nie można biec trzymając piłkę, a jak już się ją weźmie w dwie ręce, to można zrobić tylko jeden krok. Czy jakoś tak. I tyle. Ile mecz trwa, jakie są przerwy, o tym w ogóle nie miałam pojęcia. Po obejrzeniu meczu wiem jeszcze mniej: przerw było sporo, w nieregularnych odcinkach czasowych i podczas każdej z nich coś się działo na parkiecie. A to cheerleaderki, a to orkiestra, albo to jakiś zasłużony weteran otrzymywał laury (w związku z całą tematyką wydarzenia). Na boisku wtedy panował chaos. Wchodziło pełno osób w strojach sportowych i garniturach, ktoś tam sobie rzucał do kosza, ktoś tylko stał i rozmawiał. Na bilbordach ukazywali się łapani wyrywczo kamerą kibice, którzy ucieszeni machali i robili bilbordowi zdjęcie. Taki zaawansowany poziom selfie.



My ubrane w nasze mundurki, miałyśmy mieć wyjście podczas jednej z takich przerw. Linie zasponsorowały bilet w wybrane miejsce dla ucznia jednej z lokalnych szkół, który też trenuje koszykówkę. Dodatkowo miał szansę na wygranie czterech podwójnych biletów do czterech krajów: Wietnamu, Sri Lanki, Południowej Afryki i na Seszele. My byłyśmy ustawione z nazwami krajów w czterech miejscach na linii za trzy punkty. Chłopak miał 30 sekund na rzuty do kosza. Przy której tablicy trafił do kosza, te bilety wygrywał. Dodatkowo na koniec jeśli trafiłby do kosza z połowy boiska, wygrane bilety dostałby w klasie biznes.

Dopiero przed samym wyjściem dowiedziałyśmy się którędy wchodzimy, jak mamy stać, do której kamery się uśmiechać, itp. Podczas samej przerwy na boisku było tyle osób, że na początku nie wiedziałam, kto w ogóle rzuca. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Chłopak niestety nie trafił z żadnego miejsca, ale z pustymi rękami nie odszedł. Dostał jeden podwójny bilet. Podobno w zeszłym roku ktoś trafił wszystkie cztery!

Oficjalnego zdjęcia czy filmu z tego momentu nie mam. Jedynie gdzieś na Instagramie wygrzebałam jedno z daleka, gdzie nawet mnie nie widać, bo jestem ucięta. Ale przynajmniej widać, w jakim chaosie się to odbywało. Chłopak grający o bilety jest w pomarańczowej kurtce.
Mimo wszystko mecz koszykówki (a przynajmniej jego część) oglądało się bardzo ciekawie. To co następne, hokej na lodzie?


A tu mały zlepek tego, co można było oglądać na parkiecie.


1 komentarz:

  1. Łódź... no cóż - moje rodzinne miasto.
    A Widzew Łódź... ulubiony klub.
    Świetny wpis

    OdpowiedzUsuń