Kolejny egzamin
za mną. Grooming, czyli jak mamy wyglądać, jak się malować itp. Niby takie
oczywiste, zastanawiałyśmy się więc, co takiego mają do przekazania, że
potrzebują na to aż dwóch dni? Mówili o wszystkim, zaczęli od rzeczy
oczywistych, takich jak prysznic przed każdym lotem, czy używanie miętowych
cukierków, żeby odświeżyć oddech (broń Boże gum do żucia), a skończyli na tym
jak nosić marynarkę przewieszoną przez lewą (tylko i wyłącznie) rękę, kiedy
zakładać i zdejmować czapeczkę i w jakiej sytuacji mogą nas nie wpuścić do samolotu (tak, z powodu nieodpowiedniego wyglądu).
Całe życie
wszyscy mi powtarzali – im mniej makijażu, tym lepiej. Najpiękniejsze jest
naturalne piękno. Tutaj – maluj się zawsze i wszędzie! Nałóż podkład, puder,
róż i co tam jeszcze masz i poprawiaj co chwilę! Minimalny makijaż musi
zawierać pięć podstawowych składników: podkład, róż na policzki, tusz do rzęs, pomadka i lakier do paznokci. I to w odpowiednich kolorach, nie wszystkie są
dozwolone. Mało tego, powiedzieli mi, że pasuje mi czerwona szminka. Taka czerrrrrrrwona, czerwonista, bo ładnie podkreśla moje oczy (na zasadzie kontrastu. Żeby ktoś nie pomyślał, że smaruję się czerwoną pomadką wokół oczu). No więc co zrobić, pozostaje mi się w taką zaopatrzyć. Zawsze używałam najwyżej błyszczyka, a tu po dwudziestu... eee, to znaczy osiemnastu ;) latach życia przyszło mi się przestawić na czerwoną pomadkę. Trzeba też pamiętać, że szminka musi kolorystycznie pasować do
paznokci . Bez makijażu nie wolno nam stawić się do pracy. Przed każdym lotem
dokładnie sprawdzają, czy bluzka jest czysta i wyprasowana, czy zegarek i
kolczyki odpowiednie, czy włosy dobrze ułożone, czy gdzieś na twarzy nie
wyskoczyło coś, czego pasażer mógłby się przestraszyć ;) i tak dalej, i tak
dalej.
Wszystko
zakończyło się egzaminem, który należał do jednych z łatwiejszych i
przyjemniejszych. Zaraz po tym udałyśmy się do przymiarki mundurków! Po raz
kolejny zmierzyli nam wzrost i sprawdzili wagę. To drugie należy chyba do ich
ulubionych czynności, bo od przyjazdu sprawdzali naszą wagę już kilka razy. To
chyba po to, żeby nas zmotywować do pracy. I nie koniecznie mam na myśli
odchudzanie. Mamy w grupie kilka prawdziwych chudzinek. Rekordzistka waży 42
kg.
Hmm… a ja siedzę, piszę bloga i wcinam chipsy Lay’s o smaku Barbecue. Oj będzie
wieczorem siłownia, jak nic ;)
Ale wracam do
mundurków. Dostałyśmy już wszystkie bibeloty i gadżety, które są uzupełnieniem
munduru: pasek, czapeczka (moja ulubiona część stroju), gumki do włosów, buty –
płaskie i bardzo wygodnie do obsługi klienteli podczas lotu i eleganckie na
obcasie do noszenia w każdym innym miejscu. Do tego stylowy płaszcz zimowy i
rękawiczki. Teraz nic, tylko bukować sobie loty do Moskwy, czy Oslo. Jest też wielka
waliza podróżna, druga mniejsza i zgrabniejsza na bagaż podręczny oraz mała
torebka, z dumnie wywieszoną zawieszką CREW. Sam mundur mam jeszcze
niekompletny. Mam kremowe koszule i burgundowe (nie wiem, czy jest polski
odpowiednik koloru „burgundy”, jeśli nie, to przepraszam wszystkie czytające
polonistki) spódnice, ale marynarka i spodnie zostały u krawca do zwężenia. Całość
do odebrania będzie w poniedziałek. Akurat jeśli chodzi o wybór pomiędzy
spodniami, a spódnicą, to jest to jeden z niewielu wyborów, który należy do
nas, przynajmniej jeśli chodzi o ubiór. Można je stosować zamiennie, w
zależności od własnego widzimisię.
Jeśli ktoś
jeszcze nie widział, jak mundurek QA wygląda, to poniżej zamieszczam zdjęcie.
Swoje wrzucę, jak już będę miała wszystko kompletne.