obraz

obraz

sobota, 26 maja 2012

Seszelanin.. Seszelańczyk... SESZELCZYK!

Czas wrócić wspomnieniami na wyspę i napisać notatkę o Seszelach. Wiele osób pyta mnie "Które miejsce jest najlepsze?". Odpowiadam - to zależy, czego kto oczekuje. Bo dla osoby, która lubi poznawać inne kultury, najlepsze będą Indie, Nepal, itp. Dla kogoś, kto lubi biegać po zabytkach - europejskie starówki. Dla imprezowiczów - Bangkok, a dla kogoś, kto lubi wylegiwać się na słoneczku - czyli dla mnie na przykład - Seszele. To miejsce jest niesamowite. Zapierające dech w piersiach widoki pozwalają się odprężyć i odstresować. Sam lot na Seszele też jest bardzo przyjemny, pasażerowie spokojni, cichutcy i grzeczni. Trochę trzęsie przy lądowaniu, lotnisko jest zaliczane do tej samej kategorii, co lotnisko w Katmandu. Piloci muszą być specjalnie do tego przetrenowani.

Lotnisko w Mahe, Seszele

Podczas tego wyjazdu czułam się, jak na wypadzie z przyjaciółmi, z którymi znamy się od dziecka. Dziewczyny z Kostaryki, Południowej Afryki i Rumunii, chłopak z Filipin i pierwszy oficer pół Amerykanin, pół Libańczyk, jak o sobie mówił. Po rannym lądowaniu przespaliśmy się dwie godzinki, po czym rozłożyliśmy się na plaży. Było i zimne piwko i muzyka, więc wszystko, czego potrzeba idealnego dna na plaży. Wayman - nasz nowy przyjaciel pracujący w hotelu na Seszelach - zapewnił nam nawet lód w specjalnym termicznym pojemniku.

Lokalne piwo - SeyBrew


Wayman :)


W południe Wayman zrobił pokaz dla gości hotelowych, jak należy otwierać kokosa. Żeby się do niego w ogóle dostać, trzeba rozłupać wielką skorupę, używając do tego zaostrzonego kija wbitego w ziemię.  Następnie nie trzeba się wielce wysilać, używać kamieni, młotków, czy zrzucać orzech z wielkiej wysokości. Wystarczy w odpowiednim miejscu stuknąć parę razy końcówką noża i kokos otwiera się, tworząc jednocześnie kielich ze swojej skorupy. Pierwszy raz w życiu miałam okazję wypić wodę ze świeżo rozbitego kokosa. Woda (tak, woda, nie mleko) była bardzo ciepła i dość słodka, a sama czynność picia z brązowej skorupy wypełnionej białym środkiem, który później można zjeść, dodawała więcej smaku.







Po pokazie i degustacji wróciliśmy na swoje miejsce na plaży, żeby popracować trochę nad opalenizną. Ale że najlepiej wypoczywa się aktywnie, postanowiliśmy pograć w siatkówkę. Nie pamiętam kiedy ostatni raz grałam, więc i ręce do odbijania piłki składałam nie tak, jak należy, co było widać następnego dnia. Prawą rękę i nasadę kciuka miałam całą w siniakach. Trochę mi to napędziło stracha, bo przecież przed każdym lotem oglądają nas z każdej strony, jak psy rasowe na wystawie, żeby sprawdzić, czy mieścimy się w firmowych standardach. I skoro nawet przez jakąś małą krostkę potrafią nie dopuścić do lotu, to co dopiero przez posiniaczoną rękę.Ale na szczęście siniaki w większości zeszły przed lotami do Maskatu i Dubaju, a te, które zostały, udało się odpowiednio ukryć. W każdym razie, zabawa na piasku była przednia!





Na koniec pobytu Wayman zaserwował nam jeszcze jedną niespodziankę. Hotel usytuowany jest w taki sposób, że wieczorem słońce zachodzi gdzieś nad wzgórzami. Nasz Seszelczyk (trochę się naszukałam właściwej nazwy mieszkańca Seszeli) zaprowadził nas przez las, kamienie i skały do wspaniałego miejsca. Sam człowiek na pewno by tam nie trafił. A jeśli jakimś cudem by mu się to udało, to na pewno by się zgubił w drodze powrotnej. Miejsce zapierające dech w piersiach, do tego dotarliśmy w samą porę na zachód słońca. A kiedy mi się głośno pomyślało, że mogłabym tu zamieszkać, Wayman powiedział, że to bardzo proste, wystarczy, że go poślubię ;) Mam już więc w razie czego awaryjny plan na życie :D














Ta wyspa jest niesamowita, naprawdę ma jakąś pozytywną energię. Wieczorem, po sytej kolacji, kiedy wszyscy już udali się do swoich pokoi, ja poszłam na plażę. Było już całkiem ciemno. Położyłam się na jednym z leżaków, wsłuchiwałam w dźwięk fal i obserwowałam miliony gwiazd na niebie, które w końcu były widoczne na bezchmurnym niebie. Niestety, mój telefon nie był w stanie uchwycić tego na zdjęciu, a aparat miał już rozładowaną baterię. Ale widok zapisał się w mojej pamięci jako jeden z najbardziej niesamowitych. Po niecałej godzinie zaczął padać deszcz, uciekłam więc do siebie i pogrążyłam w słodkim śnie.


Seszele 23-24.05.2012

1 komentarz: