Po ostatnim locie z Madrytu miałam tylko kilka godzin na odpoczynek, przepakowanie walizki i powrót na lotnisko. Tym razem w charakterze pasażera.
Jak to? Ano tak to! W grafiku miałam dwa dni wolne, 4 dni SBY i kolejne 2 dni wolnego. Postanowiłam więc spróbować szczęścia i zamienić owe SBY na zaległe dni urlopowe. Razem daje to 8 dni, więc już śmiało można do Polski śmigać. Nie było lekko. Pomimo tego, że przygotowania zaczęły się ponad tydzień wcześniej, przez biurokrację i metodę spychologii, która działa również w biurach katarskich ("Jak to odesłali cię tutaj?! Przecież to się załatwia u nich!"), wszystko rozwiązało się w ostatniej chwili.
O całym planie wyjazdu do Polski wiedziała tylko jedna osoba, która zadbała o to, żeby usnuta przeze mnie intryga brzmiała i wyglądała realistycznie. Wszystko poszło idealnie! Rodzina dowiedziała się o moim przyjeździe widząc mnie na progu swojego domu :) Miny - BEZCENNE :)))
Od razu przepraszam wszystkich znajomych, którym nie dałam znać, że jestem, ale ten urlop był wyjątkowo intensywny i wyłącznie rodzinny. Spędziłam 2 dni w Krakowie, 2 dni w Gdyni i 3 dni w podróży ;) Ale warto było!
Pogoda może nie była taka, jak się spodziewałam, ale z takiego polskiego lata też się można cieszyć ;) Zamoczyłam nogi w Morzu Bałtyckim, które swoim urokiem i dostojnością nastraja znakomicie, zwłaszcza przy wietrznej pogodzie.
Zostawiłam w kraju swojego laptopa, bo karta graficzna postanowiła mi się zbuntować, a jakoś nie ufam katarskim serwisom ;) Przy dobrych wiatrach notebook doleci do mnie we wrześniu, więc do tego czasu mogę mieć utrudnione pisanie postów, czy wrzucanie zdjęć na bloga. Dlatego proszę o wyrozumiałość, jeśli znajdziecie jakieś literówki. W końcu nie tak łatwo mapisać całą notatkę na telefonie, co właśnie robię w tej chwili ;) Postaram się jednak pisać na bieżąco, żeby "dziury" w blogu nie było.
Obecnie jestem już po locie do Bejrutu. Pierwsze loty po urlopie zawsze są miłe. Człowiek wypoczęty i naładowany energią.
Loty do Bejrutu w Libanie nie należą do najtrudniejszych, z tego co słyszałam. Owszem, Libańczycy lubią się napić, ale ponieważ cały czas trwa Ramadan, nie mieliśmy żadnego alkoholu na pokładzie (to się tyczy wszystkich lotów na Bliskim Wschodzie). Załoga - rewelacja! Dziewczyny z Chin i Tajwanu i chłopak z Portugalii. Pracowało się lekko i przyjemnie! Do tego ubaw po pachy w wolnych chwilach. Tak to jest, kiedy się trafia na kogoś z takim samym poczuciem humoru. Jeden z pasażerów z Libanu rozpoznał moje polskie rysy, bo ma żonę Polkę i zachęcał mnie do zarejestrowania się w ambasadzie polskiej w Doha. I chyba w końcu to zrobię. Ponoć Polacy spotykają się na różne święta i okazje w swoim gronie i spędzają razem czas. Już rok siedzę na arabskiej ziemi, więc czas najwyższy powiększyć oficjalne statystyki, które ambasada na prwno prowadzi.
Zapomniałas napisać, że od grudnia qatar do Warszawy lata.
OdpowiedzUsuńAj, bo to w następnej notatce miało być ;) I proszę mi tu spoilerów nie robić, Anonimie ;)
OdpowiedzUsuńurlop był niespodziewany ale za to jaki przyjemny! :) fajnie było się znów zobaczyć i tym razem nie na 15 min na lotnisku.
OdpowiedzUsuńdo zobaczenia jeszcze gdzieś w świecie! :)