obraz

obraz

niedziela, 23 grudnia 2012

New York City

Nowy Jork, zima, święta - prawie jak w hollywoodzkim filmie romantycznym ;) Ponieważ na miejscu mamy zaledwie 30 godzin, a po odliczeniu czasu na dojazd z i na lotnisko zostaje nam późne popołudnie, wieczór i pół następnego dnia na zwiedzanie pomyślałam, że szkoda tracić 3 godziny pierwszego dnia (Long Island - NYC - Long Island) i 3 godziny dnia drugiego na tą samą trasę. Zarezerwowałam pokoik w hotelu na Manhattanie, dzięki czemu w mieście mogłam zostać do późnego wieczora, a następnego dnia zacząć z samiuśkiego rana.

Do miasta wybrałam się z trzema dziewczynami, ale tylko do pierwszego przystanku. Postanowiłam się od nich odłączyć, żeby nie powtórzyć błędu z Frankfurtu i nie zamienić miłego dnia zwiedzania w coś w stylu "O matko, kiedy to się skończy!". Poza tym i tak dwie z nich wybierały się na Time Square, więc w miejsce, gdzie ja już byłam, a trzecia miała tylko jeden cel: kupić obrączki u Tiffanego na swój ślub. Narzeczony z Jemenu, z którym zna się pięć miesięcy, ślub bez ceremonii, bo ona protestantka, a on muzułmanin. Ale jak by nie było, ślub tylko jeden w życiu, więc na obrączkach musi być "Tiffany & Co", bo to pamiątka na całe życie. No nie wiem, ja tam bym wolała wygrawerować imię przyszłego męża albo datę, ale co kto lubi.

Dojechałyśmy do miasta taksówką. Dziewczyny chciały prosto na Time Square, ale przekonałam je, że jak pojedziemy do Rockefeller Center, to będą miały blisko na Time Square, a przy okazji zobaczą wielką choinkę. Zadziałało. Tak więc udało mi się rozpocząć zwiedzanie dokładnie w tym miejscu, w którym chciałam.





Przy centrum tłum ludzi, ogromna choinka i lodowisko. W tle oczywiście amerykańskie kolędy i pastorałki. Sceny iście filmowe. Ale nie ma co za długo stać i się w ludzi wpatrywać, a na łyżwach jeździć nie będę, bo chciałabym wrócić do Doha z obiema nogami sprawnymi. Pożegnałam więc dziewczyny, powiedziałam, że koleżanka czeka, obróciłam się na pięcie i pomaszerowałam 5th Avenue. Moim celem był... dworzec. A mianowicie stacja Grand Central. Niby to tylko dworzec, ale myślę, że każdy z nas widział przynajmniej jeden film ze sceną właśnie w tej hali. Dlatego nie mogło mnie tam zabraknąć. Ach ten filmowy Nowy Jork...







Przyszła pora na jedzenie, bo kiszki zaczęły grać marsza. Po niezdrowym, amerykańskim fast foodzie ruszyłam w drogę do hotelu. Zmęczenie dawało się we znaki, więc była to już najwyższa pora. Hotel, jak to zazwyczaj bywa, na zdjęciach wyglądał inaczej, niż w rzeczywistości. Przynajmniej samo jego wejście. Przez dobre pół godziny kręciłam się po okolicy z mapą w ręku, szukając odpowiedniego budynku. Moje "queen size" łóżko było niewyobrażalnie twarde, ale niektórzy twierdzą, że to zdrowo dla pleców. Poza tym to tylko jedna noc.




Rano po mini śniadanku składającego się z herbaty i kanapki (ja raczej nie z tych, co się budzą przy kubku kawy) udałam się w kierunku dwóch mostów: Brooklyn Bridge i Manhattan Bridge. Na pewno zdjęcia oświetlonych mostów w porze wieczornej robiłyby wrażenie, ale te poranne też mi całkiem nieźle wyszły. Kolejnym przystankiem było World Trade Center, a raczej miejsce, gdzie kiedyś owe bliźniacze wieże stały. Żeby tam się dostać, musiałam przejechać kilka przystanków autobusem. Automatów biletowych w pobliżu nie było, więc pomyślałam, że kupię u kierowcy. Podjeżdża autobus M09, kierowca z nowojorską kwadratową szczęką, w niebieskiej koszuli i czarnej czapce kierowcy spojrzał na mnie spod okularów przeciwsłonecznych. Zapytałam, czy mogę u niego kupić bilet. On na to, że tak, o ile zapłacę monetami, bo taką miał maszynkę biletową w autobusie. -To w takim razie ile kosztuje bilet? -$2.25 -A ma pan wydać z $5? Kierowca tylko przewrócił oczami, westchnął i powiedział -Get in! Tak oto dzięki uprzejmości nowojorskiego kierowcy autobusu dojechałam w wyznaczone miejsce.

Manhattan Bridge

Brooklyn Bridge

Oba mosty w jednym ujęciu


9/11 Memorial
Zdecydowanie wolałabym zwiedzać Bliźniacze Wieże, niż miejsce po nich... Ponad rok temu otwarto tu 9/11 Memorial. W miejscu budynków znajdują się dwa ogromne baseny, każdy z nich otoczony z czterech stron przez prawie 10-metrowy wodospad. Dookoła na tablicach z brązu wyryte są nazwiska wszystkich ofiar, łącznie z załogą porwanych samolotów. I ludzie stojący w zadumie, przypominający sobie straszne wieści napływające z każdej strony 11 września 2001 r. Niektórzy robią zdjęcia, niektórzy płaczą... Cały teren został wysadzony dębami. Ma to w przyszłości oddzielić pomnik od zgiełku miasta. Wśród nich jest jedno drzewo, grusza, które ocalało podczas zamachów. Zostało znalezione miesiąc po wydarzeniu, poprzypalane i ze zniszczonymi korzeniami. Ale udało się je przenieść i na tyle otoczyć opieką, żeby po 9 latach można było przenieść je z powrotem na miejsce.











Dookoła trwają prace budowlane nad nowym kompleksem World Trade Center. Znany architekt Daniel Libeskind podjął się zadania zagospodarowania terenu. I tak dookoła będzie stało 7 budynków WTC, z czego najwyższy będzie One World Trade Center. Ma mieć 104 piętra i 541,3 m wysokości, co da mu pozycję trzeciego najwyższego budynku na świecie. Według planu ma być skończony w przyszłym roku, co jest bardzo możliwe, bo spora część budynku już stoi.

One World Trade Center

Po lewej One World Trade Center, za nim gotowy już WTC 7, a po prawej WTC 4



Został ostatni punkt wycieczki, bez którego Nowy Jork nie może być zaliczony. Trzeba było wskoczyć na prom, a stamtąd wycieczka dookoła Statuy Wolności. Zanim jednak tam dopłynęliśmy, mała wycieczka wzdłuż brzegu dolnego Manhattanu. Kilka zdjęć, kierunek obrany na Statuę, płyniemy i... bateria mi się rozładowała! Złośliwość losu i brak zapasowego aparatu skutkują zaledwie w trzech zdjęciach tego miejsca. No niech będzie, trzeba będzie zrobić jeszcze raz wycieczkę na Liberty Island następnym razem.




Nowy Jork po raz kolejny zachwycił. Na pewno chętnie tam wrócę. Tymczasem przyleciałam do Doha, mamy już 22, a nawet 23 dzień grudnia, a świat dalej się kręci! Święta już za rogiem, a w moim grafiku dalej stand by. Będzie przynajmniej czas na udekorowanie mieszkania. Wigilii sobie nie zrobię, bo zjadłam już pierogi i bigos przywiezione z Polski, więc grzecznie będę czekać na telefon. A walizka jak zawsze spakowana...

Nowy Jork, USA 19-20.12.2012

2 komentarze:

  1. Po kolejnej wizycie w Nowym Jorku mogłabyś tam zamieszkać? :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :) Natknęłam się na Twój blog na jednym z forum jakiś czas temu i od tego czasu dołączył do moich zakładek "ulubione". Przeczytałam już chyba wszystkie Twoje posty i muszę powiedzieć, że zaglądam tu co jakieś 2 dni, by zobaczyć czy nie ma nowego. Strasznie zazdroszczę Ci Twojej pracy, tego co robisz a przede wszystkim tego co w życiu zobaczyłaś i przeżyłaś! Bardzo chciałabym być na Twoim miejscu, sama interesuję się pracą CC, jednak moje umiejętności językowe są na pewno zbyt słabe by pracować za granicą. Tobie jednak gratuluje odwagi! Życzę powodzenia w pracy, opisuj nam każdy lot bo świetnie się Ciebie czyta! Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń