obraz

obraz

czwartek, 2 lutego 2012

Imieninowa niespodzianka

W ciągu ostatnich kilku dni miałam sporo zmian w grafiku. Najpierw zmienili mi godziny SBY. Podczas takiego dnia nie muszę być pod telefonem non stop, tylko w wyznaczonych godzinach. Jeśli więc mój SBY kończy się o 20.00, a zadzwonią do mnie o 20.05 nie muszę takiego telefonu odbierać i nikt nie będzie miał do mnie o to pretensji. I tak najpierw zmienili mi godziny "czuwania" na godziny nocne, później wrzucili mi lot do Bejrutu (3,5 godziny w jedną stronę) i Triwandrum (4,5 godziny w jedną stronę) - moje "ulubione" Indie. Kolejną zmianą było przypisanie ASBY, czuwanie na lotnisku, na dzień, a raczej noc przed lotem do Bejrutu. Miałam spędzić na lotnisku 4 godziny, 22.00-02.00. Spakowałam więc walizkę, chociaż byłam przekonana, że nigdzie mnie nie wyciągną. Przecież dopiero co przypisali mi lot do Bejrutu na jutro. Co najwyżej mogą mi wcisnąć jakiś Dubaj albo Bahrajn. Nie zabrałam laptopa, do walizki wrzuciłam jedną parę spodni, sweter, kurtkę i jeden t-shirt. Buty też były, ale o skarpetkach już zapomniałam. To nic, przecież za 4 godziny wracam. Siedzę sobie w Crew Lounge pogrążona w świecie zamkniętym pod kopułą (czytając książkę Stephena Kinga "Pod kopułą"), razem ze mną czeka jeszcze kilka osób. Podjadałam sobie czekoladę, której maleńki kawałeczek spadł na moją spódnicę, co zauważyłam dopiero, kiedy zamienił się w małą, roztopioną, czekoladową plamę. Nic to, za niedługo wracam do domu, to się wypierze. Nagle zadzwonił telefon. Osoba, która jest najbliżej odbiera i wywołuje mój "numer seryjny" żartując przy tym, że pewnie jakiś Dubaj mi przypiszą. Pomyślałam sobie, że cokolwiek by to nie było, oznacza, że mój lot do Bejrutu będzie skasowany. Ok, byle by nie dostać Indii. Poszłam do biura, zapytałam o co chodzi, a oni mówią "Lecisz do Rzymu. Sprawdź grafik, potwierdź zmiany, nadaj bagaż i możesz udać się na briefing do pokoju nr 25". Wooooohooooo!




I tak oto trafiłam po raz drugi do tego cudownego miasta. Zmiana wynikała z tego, że lot był z kompletem pasażerów, więc potrzebowali dodatkowej osoby na pokładzie, żeby się z wszystkim wyrobić w czasie. Naprawdę dobrze trafiłam, bo pobyt w Rzymie trwał 32 godziny. Do tego od stycznia zmienili nam hotel w którym się zatrzymujemy, więc znów byłam uśmiechnięta wchodząc do nowego pokoju. Lot był dość męczący, więc po przyjeździe przespałam się chwilę i wybrałam się na miasto. Nie szukałam specjalnie towarzystwa, bo akurat po tym mieście mogę spacerować sama godzinami. Pogoda dopisywała, więc i spacer był długi.

Zaczęłam od tych samych miejsc, co ostatnio, bo tam mnie wysadził autobus. Jednak tym razem przy fontannie di Trevi powstrzymałam się od wrzucenia pieniążka. Z życzeniami trzeba ostrożnie, bo mogą się spełnić ;) A ja ostatnio nie narzekam na jakiś zły czas, nie potrzebuję niczego więcej, cieszy mnie to, co mam.






Dotarłam dalej do Piazza del Popolo (Plac Wszystkich Ludzi) z ogromnym egipskim obeliskiem na środku. Ja bym nazwała ten plac Placem Podrywaczy, bo już po 5 minutach miałam propozycję udania się na kawę i to od kogoś, kto nie mówił w ogóle po angielsku. Ale akurat bellissima ragazza i caffe, aperitivo jeszcze potrafię zrozumieć. Ciekawe jak by chciał ze mną porozmawiać podczas picia tej kawy ;) Druga propozycja była dość niemoralna, z zaznaczeniem, że pan ma tylko godzinę ;) Po trzecim zaproszeniu na kawę uciekłam z tego placu w najbliższą uliczkę!







Słońce zaczęło się chylić ku zachodowi, więc postanowiłam przejść się jeszcze nad rzekę Tyber przepływającą przez miasto, z nadzieją, że znajdzie się tam jakiś ładny most na kilka zdjęć.




Robiło się coraz zimniej, więc trzeba było wracać. Nie miałam ze sobą płaszcza zimowego, tylko jesienną kurtkę (bo przecież miałam po 4 godzinach wrócić do domu!), więc wypiłam sobie jeszcze lampkę wina we włoskiej scenerii, podjechałam pod Koloseum na ostatnie, wieczorne zdjęcie i wróciłam do hotelu.


Oby więcej takich niespodzianek ze SBY!

I na koniec album ze wszystkimi zdjęciami:
Rzym, Włochy 30-31.01.2012

1 komentarz:

  1. oooj to jest dopiero niespodzianka :) Wieczne Miasto ... marzy mi się tam spacer.

    OdpowiedzUsuń