obraz

obraz

sobota, 25 lutego 2012

Road trip

To dopiero był wyjazd! Włochy mnie zachwycają coraz bardziej z każdą wizytą!

Trafiła mi się znowu pozycja w galley, 205 pasażerów i tylko jedna kuchnia. Pracy było sporo, do przygotowania było 6 wózków, nie 4 jak zazwyczaj. Ale wszystko poszło gładko, zostałam nawet okrzyknięta "Queen of the Galley" :D Później przypisano mi kolejną ksywę - "Bianco". Od Martini Bianco, bo każdemu moje imię z tym się kojarzyło :)

Wylądowaliśmy po godzinie 13, do hotelu poszliśmy na nogach, bo z lotniskiem łączy go tylko mały tunel.


Po krótkiej drzemce wybraliśmy się do restauracji, którą jeden z kolegów bardzo polecał. Co prawda była oddalona o jakieś 20 minut drogi samochodem, ale na życzenie gości restauracja podstawia swojego busa na umówioną godzinę, żeby dowieść głodnych klientów na miejsce. Jedzenie domowej roboty, włączając w to makaron i naleweczkę cytrynową na trawienie. Pyyyyyycha! Od razu też uformowała nam się ekipa na zwiedzanie, tym razem w marokańsko - tunezyjskim towarzystwie ;) Nasłuchałam się więc arabskiego i nauczyłam kilku słów. Ciekawe tylko dlaczego kiedy proszę kogoś, żeby nauczył mnie kilku słów w jego języku, zawsze zaczyna od brzydkich wyrazów ;)

Po jedzeniu wróciliśmy do hotelu na odpoczynek. Następnego dnia wcześnie rano mieliśmy lot do Nicei. 45 minut w jedną stronę, 60 pasażerów, z powrotem - 150. Poszło szybko, wróciliśmy i zaczęliśmy planować pozostały czas. Mieliśmy przed sobą jeszcze półtora dnia. Każdy z nas był już wcześniej w Mediolanie, więc postanowiliśmy skorzystać z takiej ilości czasu i wybrać się gdzieś dalej. Wynajęliśmy samochód na 24 godziny i zaplanowaliśmy wyjazd na następny dzień. Ale że wieczór był młody, jeden z naszej czwórki niepijący, to skoczyliśmy na balety do Mediolanu :) Zdjęć nie mam, bo nie wyciągałam aparatu w klubie, ale zabawa była naprawdę przednia. Mam tylko filmik, jak to prowadzeni przez przemiłą panią z GPSa w samochodzie dojechaliśmy do samego placu przy bazylice Duomo i przejechaliśmy sobie na jego drugą stronę. Oczywiście nie powinno nas tam być, bo jak w każdym mieście, po samym rynku jeździć nie wolno. Szybko więc POLIZIA siadła nam na ogonie. Ale grzecznie się wytłumaczyliśmy, że nie wiedzieliśmy, że to GPS i że juz stąd uciekamy i oczywiście przepraszamy bardzo :D




Po powrocie do hotelu o 4 rano przesunęliśmy planowany wyjazd z 6:00 na 8:00. A i tak wyjechaliśmy o 9:00 ;) Trasa malownicza, dookoła góry i wzgórza z rozsianymi na nich domkami.






Pogoda nam sprzyjała, więc jak tylko dotarliśmy do Pizy, zaczęliśmy sesję zdjęciową z wieżą. Zdjęcia w wyskoku stały się już obowiązkową częścią podczas moich wyjazdów, więc i tu ich nie mogło zabraknąć. Tak samo jak zdjęć "podtrzymujących" wieżę.







I włoskie piwko PERONI na koniec :)

Początkowo planowaliśmy podjechać jeszcze do Florencji, ale czas mijał bardzo szybko, a przed wieczorem trzeba było samochód odstawić. Zrelaksowaliśmy się więc na zielonej trawce, w promieniach ciepłego słoneczka i przy dźwiękach gitary okolicznego grajka. Ów grajek zagadał do nas i postanowił zadedykować piosenkę każdemu z nas, jeśli tylko powiemy mu kilka zdań o sobie, żeby mógł odpowiednio dobrać utwór. Na koniec mini koncertu kolega zapytał, czy może dla nas zagrać "Nothing Else Matters" Mettalica. Grajek powiedział, że niestety nie umie, na to ja się wyrwałam "Ja umiem!" :D No bo przecież chyba każdy, kto miał gitarę w ręku, zaczynał od tego utworu ;) No i zagrałam na gitarze pod Krzywą Wieżą w Pizie :D


Naprawdę to był udany wyjazd! Z całą ekipą dalej utrzymujemy kontakt. Oby więcej takich wyjazdów, oby więcej takich ludzi.

Czy wspominałam już, że uwielbiam swoją pracę?


Album ze zdjęciami:
Mediolan - Pisa, Włochy, 21-24.02.2012

1 komentarz:

  1. wszystko taaakie bajkowe :) ekstra! zdjęcia podtrzymujące wieże niby takie "przereklamowane" ale są po prostu prześwietne! :)

    OdpowiedzUsuń