obraz

obraz

czwartek, 12 kwietnia 2012

Male!

Wróciłam! W końcu wygrzałam sobie kości! :) Jednak tam, gdzie biała plaża i błękitna woda, zawsze będzie odpowiednie miejsce dla mnie :))




Po spokojnym locie od razu wyłożyliśmy się wszyscy na plaży. I tak pierwszy cały dzień przeleciał na opalaniu, pływaniu na zmianę w morzu i w basenie, a na wieczór - piwko! Ekipa znowu sympatyczna, włączając zabawnego kapitana Alejandro, któremu ciągle śpiewałyśmy piosenkę Lady Gaga - Alejandro, co następnego dnia poskutkowało takim oto powitaniem pasażerów na pokładzie: "Good afternoon ladies and gentelman, this is captain Ale-Alejandro speaking from the flight deck!" :D






Wieczorną porą przy basenie hotelowym.

Wieczorną porą przy basenie hotelowym.

Drugiego dnia do Male (stolica Malediwów) przyleciała Zośka, jedna z moich najlepszych koleżanek z grupy i jednocześnie sąsiadka zza ściany. Wbrew pozorom nie z Polski, ale właśnie z tych uroczych malediwskich wysp. Spotkałyśmy się więc w mieście na kawę. Za dużo czasu nie było, więc pospacerowałyśmy trochę, podziwiając przy tym uroki Male, na przykład pana, który siedział na brzegu i przy pomocy malediwskiego, białego piasku robił sobie peeling :)









Udało też mi się złapać lądujący samolot, wygląda to, jakby siadał na wodzie. Na lotnisko na Malediwach przylatują piloci z tej samej kategorii, co na lotnisko w Katmandu, czyli z tych trudniejszych. (w tle filmu słychać Zośkę rozmawiającą przez telefon, jeśli ktoś rozumie język Divehi, to zapraszam).


Próbowałam też złapać surfującego gościa, ale się pan nie popisał. Chyba był jakiś początkujący, bo przepuszczał każdą lepszą falę.


Kiedy spacerowałyśmy z powrotem w kierunku promu, z jakiegoś powodu z wszystkich budynków ludzie zaczęli wychodzić na ulice i patrzeć w górę. No to my też zaczęłyśmy wpatrywać się w niebo, ale nic ciekawego tam nie było. Okazało się, że to był moment, kiedy w Indonezji miało miejsce trzęsienie ziemi i lekkie wstrząsy były odczuwalne nawet w Male. Ja spacerując po ulicy nic nie czułam, ale jak spojrzałyśmy kolejny raz na wysokie anteny na budynkach, to rzeczywiście było widać, jak drżą. Nie kiwają się od wiatru, tylko drżą od wstrząsów. Po kilkunastu minutach ludzie zaczęli wracać do budynków i zaczęły się rozmowy o nadchodzącym tsunami. Wsiadłam więc na prom i wróciłam do hotelu. Gdybym zwlekała z tym jakąś godzinę, mogłabym nie wrócić na czas. Bo pomimo tego, że nie wiadomo było, czy tsunami idzie, czy nie, wstrzymano promy, uniemożliwiając przemieszczanie się między wyspami. Na naszej hotelowej plaży też zrobili "ewakuację" wszystkich z wody i przenieśli do basenu. Ale wszystko skończyło się dobrze, niebezpieczeństwa nie było i bezpiecznie wróciłam do Doha.



A podczas lotu powrotnego, który był dość pracowity, jak na lot z Malediwów, poszłam odwiedzić kokpit. Nie zawsze jest taka okazja, wszystko zależy od pilota i od CS. Ale-Alejandro sam zapraszał, a CS nie miał nic przeciwko, więc jak tu nie skorzystać. Poszłam więc, jak skończyliśmy serwis, weszłam do kokpitu, usiadłam sobie za pierwszym oficerem. Wyłączyli oświetlenie kokpitu, tzw romantic mode ;) I to co zobaczyłam, to jeden z najpiękniejszych widoków, które w życiu widziałam. Niebo pełniuśkie, ale naprawdę pełniusieńkie gwiazd! I wszystko było widać! Oriona, Wenus, Marsa, Jupitera, niesamowite! Dostałam też lekcję który przycisk jest od czego, który wskaźnik co pokazuje. To niesamowite, że można taką maszynę opanować za pomocą sterów i przycisków znajdujących się w zasięgu ręki. I ta świadomość, że taki wielki kolos porusza się dzięki tobie...

I przyszła mi do głowy taka myśl... a może zostać pilotem?? Szalone, ale nie niemożliwe. A kto ma podejmować szalone decyzje, jak nie ja? ;) Wiązało by się to z minimum dwuletnim szkoleniem i sporym nakładem finansowym. No i ze względu na mój wiek, mam czas do września na zdecydowanie się, bo to ostatni dzwonek, żeby zacząć. No niech mi ktoś powie, że to głupi pomysł! Poza tym, jak już się zacznie latać, to ciężko później zejść na ziemię. Ja na dzień dzisiejszy nie wyobrażam już sobie siebie w 8-godzinnej pracy za biurkiem, co przecież robiłam przez poprzednie 7 lat. Może lepiej zostać w obłokach. Dosłownie i w przenośni...


Malediwy, 10-11.04.2012

1 komentarz:

  1. Jak zwykle super relacja.
    Trzymam kciuki za kurs pilotażu (blog będzie jeszcze ciekawszy:-)).

    OdpowiedzUsuń