obraz

obraz

sobota, 14 stycznia 2012

Europa!


Jednak co u siebie, to u siebie J Nie ma to jak porządny, europejski Sheraton :D Oczywiście wszystkie hotele, w których się zatrzymujemy są ładne, ale na przykład w Indiach zawsze w pakiecie dostaje się typowy indyjski zapach, którym przechodzą wszystkie moje rzeczy z walizki, w Nepalu jak się zejdzie do Crew Lounge na najniższe piętro, to można zobaczyć biegającego robaczka wielkości mojego kciuka, jest zimno i gaśnie światło. A jak się przyjedzie do Europy, to i luksus i wygoda, czyściutka łazienka, aż się chce w niej zostać, kapciuszki i szlafroczek znowu się trafiły (i to bardziej komfortowe niż te w Hong Kongu, więc kolejna para powędruje ze mną do Doha). Dobra, koniec o hotelu, bo zaczynam się wymądrzać, jak nie wiadomo kto.

Przyjechaliśmy do Sztokholmu. Ponad 6 godzinny lot przeleciał w oka mgnieniu. Wszyscy ładnie spali i nawet przedszkole na pokładzie (47 dzieci!!!) nam nie przeszkadzało. Na miejscu temperatura wynosiła -6 stopni. Ja już od jakiegoś czasu nie mogłam doczekać się śnieżnej pogody, więc byłam bardzo zadowolona z mrozu szczypiącego w policzki, a razem ze mną jeszcze może ze dwie osoby. Reszta dzwoniła zębami i trzęsła się z zimna. Ja z uśmiechem na twarzy cieszyłam się rześkością powietrza. Po dwugodzinnej drzemce (tym razem nie potrzebowałam wiele, bo dobrze się wyspałam przed lotem) wyruszyliśmy na miasto. Co prawda tylko we dwójkę, ale zawsze to raźniej, niż samemu.



Sztokholm jest naprawdę pięknym miastem, latem musi być tu jeszcze piękniej. Już wiem dlaczego jest nazywany Wenecją Północy. Położony jest w sumie na 14 wyspach połączonych ze sobą 53 mostami. Pospacerowaliśmy chwilę, nakupowaliśmy słodyczy, oczywiście magnesik na lodówkę też się znalazł (tym razem w postaci pluszowego łosia z flagą Szwecji na brzuchu). Chciałam odwiedzić Muzeum Vasa, gdzie znajduje się okręt wojenny, który zatonął w 1628 roku, a wydobyty został ponad 300 lat później, ale czas jakoś tak szybko uciekał, że nie dotarliśmy do Muzeum. Nic to, następnym razem.



Wróciliśmy do hotelu, obiadek, odpoczynek i kolejna zbiórka przy recepcji. Wyszukałam sobie wcześniej w internecie, że w pobliżu znajduje się Absolut Ice Bar, bar zrobiony w całości z lodu: stoły, krzesła, meble - wszystko z lodu. Na dzień dobry dostawało się płaszczyk i rękawiczki. Drinki podawane w lodowych szklankach. W środku spodziewałam się większego tłumu, tymczasem oprócz naszej trójki było jeszcze może z 5 osób. Muzyka klubowa, nawet taka do potańczenia, ale chętnych na tańce nie było. Wypiliśmy więc po drineczku, porobiliśmy zdjęcia i marsz z powrotem do hotelu. Ogólnie wyjazd uważam za udany.





6 godzin lotu powrotnego przeleciało mi tak szybko, jak jeszcze nigdy dotąd. Szybko i pracowicie. Dostałam pozycję L2, czyli pracę w mniejszej kuchni, która znajduje się na przedzie samolotu i oddziela klasę ekonomiczną od biznesowej. Na tej pozycji nie dosyć, że się ma kuchnię we władaniu, to jeszcze mam swoją strefę w kabinie, której trzeba pilnować i obsługiwać. Jak by ciężko nie było, na koniec lotu pasażerowie byli bardzo zadowoleni, dostaliśmy wiele formularzy z pozytywnymi opiniami, a mi nawet jeden młodzieniec przy wychodzeniu z samolotu wcisnął w dłoń karteczkę ze swoim numerem telefonu i zaproszeniem na narty do Dubaju ;) Wspomnienie lotu zostaje więc miłe, a karteczka powędrowała do słoiczka z innymi zdobytymi wizytówkami. 

Album ze zdjęciami ze Sztokholmu:
Sztokholm, Szwecja, 10-11.01.2012

Przede mną jeszcze jeden dzień wolnego i znowu Europa! Plan zwiedzania Barcelony już przygotowany. Mam też kolejną informację - mój pierwszy lot obserwacyjny po szkoleniu na Boeinga 777 - Canton, Chiny!

1 komentarz:

  1. Skandynawia cała jest piękna.. marzy mi się Norwegia :) a Sztokholm na zdjęciach wygląda bardzo bardzo pięknie. Ten mróz na pewno tam pasował, ich śnieg już teraz jest u nas w Polsce ;) lepiej późno niż wcale, prawda?

    Ciekawe jak to będzie w tym duużym samolocie! :)

    OdpowiedzUsuń